wtorek, 3 czerwca 2014

-11-

Dziewczyna podniosła się z podłogi i otarła oczy wierzchem dłoni.
- Nie musisz tego robić. – wyszeptała Alicja. – Wiem, że tego nienawidzisz. 

 - Oni muszą to zrozumieć więc pokażę im tą bestię. – odpowiedziała Luiza.
 
- Nie zrobię nikomu krzywdy. Nie jestem głodna ani zdenerwowana. – wyjaśniła. – To potrwa tylko chwilę.
- Nie zbliżajcie się i tylko patrzcie. – uprzedziła ich Alicja.
Zamknęła oczy i skupiła się na zaklęciu. Jej runy zaczęły stopniowo znikać ze skóry, która zszarzała. Jej głos stał się bardziej chropowaty, a między słowami dało się usłyszeć warknięcia. Z zaciśniętych dłoni sączyła się krew. Alicja podeszła do niej rozluźniając jej pięści. Luiza otworzyła oko, które płonęło czerwienią. Teraz obie wypowiadały zaklęcie na głos. Zwrócili uwagę na jej paznokcie, które zmieniły się w ciemne, ostre szpony. Siostry zakończyły zaklęcie, a spod sukienki wyłonił się długi ogon. Luiza spojrzała po obecnych w pokoju. Chłopcy byli w szoku. Max wraz z olbrzymem otworzyli nawet usta z niedowierzania. Paul kręcił głową nie wierząc. Cofnął się kilka kroków, co zaniepokoiło Luizę.
- Nie. – szeptał. – To nie możliwe. Nie jesteś jedną z nich.
- Kim nie jest? – spytała Alicja.
- To nadal ja. – wychrypiała Liza szepcząc zaklęcie i chwilę później wyglądała tak jak wcześniej. Paul patrzył na nią szerokimi oczyma.
- Jesteś strzygą. – odpowiedział. Był cały blady. Dziewczyna podeszła do niego, a on równie szybko uciekł od niej. – Nie zbliżaj się do mnie.
Luiza zatrzymała się i spojrzała na Patricka.
- Pomóż mi. – poprosiła, a ten spojrzał na nią pytająco. – Złap go.
Patric szybko obezwładnił przyjaciela, który szarpał się gdy podchodziła do niego.
- Nie zrobię ci krzywdy. – wyszeptała, a w jej oczach zbierały się łzy. Właśnie tego najbardziej się bała. Nie chciała by ktoś bał się jej. – Pokaż mi tylko. Pokaż mi przeszłość. – szeptała.
Ujęła w dłonie jego bladą twarz. Jego źrenice były szerokie ze strachu. Nagle zobaczyła radosnego chłopca, który biegał z innymi dziećmi po podwórku. Rozbrzmiał głęboki dźwięk trąby. Wszyscy zamarli na sekundę po czym zaczęli uciekać w popłochu. Chłopiec pobiegł w przeciwnym kierunku. Biegł szybko i rozpaczliwie wołał swoich rodziców. Domy wokół niego zaczęły płonąć. Biegł cały czas mimo że bolały go już stopy. W oczach zbierały się łzy strachu. Nagle zauważył swój dom. Płonął ale nadal można było do niego wejść. Wtedy je zobaczył. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak paskudnego i strasznego. Nie byli ludźmi, to wiedział doskonale. Strach sparaliżował całe jego ciało. Wysokie postacie pokrywała szara, łuszcząca się skóra. Ich palce zakończone były ostrymi paznokciami. Pierwszy raz widział istotę, która nie była zwierzęciem, z tak długim wijącym się ogonem. Na ich plecach złożone były ogromne czarne skrzydła, a ich oczy płonęły, jak ogień trawiący wioskę, w której się urodził. Wyprowadzili jego rodziców przed dom po czym zatopili ostre kły w ich gardłach. Luiza cofnęła się kilka kroków zakrywając usta. Łzy spływały jej po policzkach. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Kreatury takie jak ona zabiły jego rodziców. Nic dziwnego, że był w takim szoku.
- Jestem potworem. – szepnęła.
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Paul otrząsnął się już, a Patric puścił go. Chłopak wyciągnął telefon.
- Halo. – rzucił niedbale. Luiza przyglądała się tej nagłej zmianie. Sama nie potrafiła by tak. Paul wyciągnął nagle do niej telefon. – Matt. – dodał wyjaśniając. Lizi wzięła komórkę drżącą dłonią i przyłożyła ją do ucha.
- Matt? Co się dzieje? Czemu tyle się nie odzywałeś? – pyta szybko. To jakoś pomaga jej odciągnąć myśli od przeszłości Paula.
- Pomóż mi. – usłyszała po drugiej stronie. Głos miał przesiąknięty strachem i zdyszany jakby przebiegł spory kawałek drogi. – Oni za chwilę mnie znajdą.
- Zaczekaj. Kto cię znajdzie? – odpowiedziała szybko. Bała się. W jakiś sposób czuła się za niego odpowiedzialna mimo że jeszcze go nie przemieniła.
- Nie ważne. – odpowiedział. – Będę tam gdzie się poznaliśmy. – dodał i rozłączył się.
- Matt?! – krzyknęła Liza w słuchawkę ale nikt jej już nie odpowiada. Odwróciła się do Paula, który patrzy na nią zaciekawionym wzrokiem.
- Co się stało? – zapytał łapiąc ją mocno za ramiona. Spojrzała mu w oczy.
- Matt ma kłopoty. – wyjaśniła. – Ktoś go ściga.
- Nie bój się. Nic mu nie będzie. Znajdziemy go. – powiedział przytulając ją.
- Mówił, że będzie tam gdzie go poznałam. – dodała chcąc uwolnić się z uścisku. Nie było na to teraz czasu. – Muszę go uratować.