sobota, 31 maja 2014

-10-

Jego krew smakowała znacznie lepiej niż ta ludzka. Chłopak chciał odepchnąć ją od siebie ale wczepiła w niego paznokcie. Po chwili jednak przyciskał ja do siebie prosząc by nie przestawała. A ona nie chciała przestać, mimo że była już syta. Z zamkniętymi oczami mruczała spijając każdą krople dającą jej rozkosz. Oboje już nie myśleli rozsądnie. Picie krwi z człowieka wywoływało u niego ból. Z wampirami było inaczej. Tworzyło się coś co wszyscy nazywali sztuczną przyjemnością. Jednak wampirzym małżeństwom bardzo się to podobało. Było to przyjemne dla obu stron nawet jeśli pił tylko jeden partner. Max chwycił jedną ręką jej nadgarstek i przez chwilę wdychał jej zapach, po czym wbił kły w jej żyłę. Chwila bólu sprawiła, że szeroko otworzyła oczy lekko obudzona z tej przyjemności. Oderwała się od jego szyi i wpatrywała zaskoczona jak spija jej krew. Kątem oka dostrzegała jak z jego szyi sączy się szkarłat, który ją hipnotyzuje. Pochyliła się i znów raczyła się jego krwią. Oboje tonęli w uczuciu rozkoszy. Max usiadł na podłodze puszczając jej nadgarstek. Trzymał dziewczynę mocno w pasie. Szybko przeniósł ją na łóżko zamykając przy tym drzwi. Siedząc na łóżku jedno przyciskało drugie do siebie z całych sił. Luiza siedziała na nim okrakiem splatając stopy na jego plecach. Tym razem zatopił kły w jej ramieniu pokrytym runami. Jęknęła cicho nie przestając pić. Max powoli rozpiął jej sukienkę i oderwał się od niej. Odsuwając ją lekko od siebie ściągnął z niej sukienkę. Ona za to rozerwała mu koszule . Wyjął z jej opaski sztylet i położył go obok nich na łóżku. Luiza oddychała ciężko wpatrując się w miejsce z którego wypływała krew, która miała nad nią władzę. Przez chwile przemknęło jej przez myśl, że nie powinna się tak zachowywać. Chłopakiem rządziło pożądanie przez to, że zatopiła w nim kły. Nią rządziła krew, a powinno też pożądanie. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich Szczur. Towarzyszyła mu Alicja i dwójka przyjaciół Luizy.
- Rozdzielić ich. – warknął Szczur.
Paul wraz z olbrzymem szybko wzięli się za robotę. „Kochankowie” zaskoczeni przyglądali się ich działaniom. Dopiero gdy Paul dotknął Luizy zaczęła się szarpać. Gdy w końcu udało się ich oderwać od siebie Szczur podszedł do Maxa i uderzył go w twarz. Chłopak natychmiast obudził się z pod działania pożądania. Luiza za to wyszarpała się z objęć Paula i ze sztyletem ruszyła na najstarszego. Jednak gdy była już gotowa by zadać cios Max wybił jej sztylet z ręki nogą. Luiza stała zaskoczona. Spojrzała na blondyna. Patrzyli na siebie przez chwilę nie wierząc w to co przed chwilą robili.
- Przepraszam. – wyszeptała Luiza opuszczając głowę. Podniosła sztylet z podłogi i włożyła go w opaskę na udzie. Szybko włożyła też sukienkę odtrącając pomoc Paula przy zapięciu zamka.
 – Ukaż mnie. – dodała stając gotowa przed Szczurem.
- Nie! To mnie ukarz. – wykrzyczał szybko Max znów szarpiąc się w uścisku Patrica. Szczur patrzył przez chwilę na nich.
- Masz przyprowadzić do mnie wszystkie twoje siostry. – powiedział szorstkim tonem. Luiza otworzyła szeroko oczy. – Wraz z twoją bliźniaczką. – dodał kierując się do wyjścia.
- Po co ci one? – zapytała Alicja. Ona też była zaskoczona.
- Znów będziecie szczęśliwą rodziną. – odpowiedział z fałszywym uśmiechem i odszedł.
Luiza nadal stała zszokowana. Wszystkie? Wiedziała gdzie są. Wszystkie śpią głębokim snem. Patric puścił już Maxa, który stanął naprzeciwko niej. Chciał dotknąć jej policzka lecz odwróciła się od niego.
- Czy wszystko w porządku? – zapytał z troską. Dziewczyna pokręciła głową i pociągnęła nosem. Nagle wszyscy zdali sobie sprawę, że ona płacze.
- Wiesz gdzie wszystkie schowałaś, prawda? – zapytała Alicja podchodząc do niej i łapiąc ją za ramiona. Luiza nie padła pod wpływem jej dotyku więc zaklęcie podziałało.
- Tak. – odpowiedziała szlochając.
- Więc to żaden problem. Szybko je znajdziemy. – powiedział Patric.
- Nie! Nic nie pójdzie tak szybko! – wykrzyczała Lizi patrząc na niego.
- Przecież sama powiedziałaś, ze wiesz gdzie one są. – wtrącił Max.
- Nie mogę znaleźć Elizy. – wyszlochała opadając na podłogę i schowała twarz w dłoniach. Chłopcy patrzyli na nią zaskoczeni. Nie rozumieli jej i powodu przez który płacze.
- Ktoś porwał ją niedługo po tym jak Luiza wydostała nas z Instytutu. – wyjaśniła Alicja.
- Instytutu? – zapytali jednocześnie.
- Tam gdzie nas badali, a nad Elizą się znęcali by wydobyć ukryte oblicze Luizy. – odpowiedziała.
- Jakie oblicze? – zapytał Paul. – Przecież wszyscy wiemy jak wygląda i kim jest.
- Pokaże wam. – wyszeptała Luiza. Alicja spojrzała na nią zaskoczona.
- Na pewno tego chcesz?

- Nie. Ale inaczej nie zrozumieją. – wyjaśniła uciekając wzrokiem od wszystkich. 

piątek, 30 maja 2014

-9-

Jej oczy otworzyły się powoli. Były senne i zamglone. Próbowała podnieść się na nogi lecz była za słaba. Luiza przyglądała się jej. W ciemnych oczach zbierały się łzy.
- Co wy jej daliście?! – krzyknęła z rozpaczą w głosie.
Mężczyźni nie odpowiedzieli. Ich twarze zdobiły okrutne uśmiechy. Eliza podniosła zamglony wzrok na  swoją siostrę i uśmiechnęła się słabo. Łzy płynęły strumieniem po policzkach Luizy. Zaczęła się szarpać z kajdanami. Bolały ją już nadgarstki i czuła jak metal rani jej delikatną skórę. Mężczyzna z blizną na twarzy dotknął policzka zielonookiej dziewczynki.
- Nie dotykaj jej śmieciu!
Musi tylko odwrócić ich uwagę. Musi przyciągnąć ich zainteresowanie. Poczuła nagle jak coś spływa po jej ramieniu. Podniosła głowę i zobaczyła ścieżkę soczyście czerwonej krwi. Nie przejęła się tym szarpiąc dalej. Mężczyzna, który dotykał jej siostry wyciągnął z kieszeni scyzoryk i rozłożył go.
- Nie! Nie rób jej krzywdy. – błagała lecz on tylko się zaśmiał. 

Przejechał ostrzem po bladej skórze przecinając ją na kilka centymetrów. Krew szybko wysączyła się z długiej rany. Na twarzy Elizy wymalował się grymas bólu. Cokolwiek jej dali nie znieczulało jej to. Luiza płakała krzycząc i szarpiąc się. Krew ciekła co raz bardziej po jej ramionach.
- Nie krzywdź jej. Rań mnie, nie ją! – błagała szlochając cały czas. 
Gdyby wybiła sobie kciuk wyjęła by dłoń z kajdany. By zmniejszyć ból mogła by zrzucić zaklęcie. Ale im właśnie o to chodzi. Chcą zobaczyć jej prawdziwą postać. To ich fascynuje i ciekawi, bo nigdy wcześniej nie mieli pojęcia o istnieniu istot nadprzyrodzonych. A właśnie ona, jak i każda jej siostra, były taką istotą. Mężczyzna przejechał ostrzem teraz po drugim ramieniu, z którego także szybko popłynęła krew. Pod Elizą zaczęła zbierać się kałuża jej krwi. Mężczyźni uśmiechali się ciągle, a Luiza błagała ich by przestali. Wiedziała jednak, że to nie zadziała. Schemat zawsze był taki sam. W większości przypadków Eliza wykrwawiała się tak bardzo, że traciła przytomność. Jej rany goją się szybko ale krew już nie odnawia się tak jak jej ciało. Mężczyzna, który zadawał rany wyprostował się. Zdziwiła się. Czyżby to był już koniec?
- A to będzie za to co mi zrobiłaś. – powiedział po czym przejechał ostrzem po twarzy dziewczynki. Jej oczy otworzyły się szeroko. Całe jej ciało wiło się z bólu. Jej nogi ślizgały się na krwi.
- Pomóż mi. – wyszlochała Eliza pierwszy raz odkąd znalazły się w Instytucie.
Mężczyzna ciął jej ciało w różnych miejscach raz za razem. Luiza przestała się szarpać i opuściła głowę. Nikt nie zwracał na nią uwagi więc skupiła się na zaklęciu. Jej paznokcie pociemniały i wydłużyły się, a skóra zszarzała. Nienawidziła tej formy ale w niej była znacznie silniejsza i szybsza. Jej oczy zapłonęły czerwienią. Z jej gardła wydobywał się cichy warkot, który starała się opanować. Jej zęby były ostre jak kły dzikiego zwierzęcia. W ostatniej chwili, gdy była jeszcze sobą, zdążyła pomyśleć, że niczym jej nie odurzyli. To był ich błąd. Warknęła gdy wybiła sobie kciuk uderzając mocno o metal. Dopiero teraz zwrócili na nią uwagę. Stała uwolniona w kałuży własnej krwi. Jej ogon wił się jakby żył własnym życiem.
- Pożałujecie tego. – wywarczała po czym ruszyła do mężczyzny z blizną. 

Bez żadnego problemu skręciła mu kark skacząc na jego barki. Bezwładne ciało doktora runęło na podłogę. Pozostała dwójka była zaskoczona. Nie przewidzieli tego. Myśleli, że kajdany ją powstrzymają. W jednej chwili ruszyli oboje do drzwi chcąc uciec. Luiza wbiła szpony w plecy mężczyzny w okularach wyrywając mu serce. Lekarz, który nie odezwał się ani razu szarpał się z drzwiami. Nagle zrozumiał, że sami je zamknęli na klucz. Odwrócił się i spojrzał na bestię stojącą przed nim. Właśnie oblizywała palce z krwi jego kolegi po fachu.
- Błagam. – szlochał. Spojrzała na niego przekrzywiając głowę na bok. Podeszła do niego powoli, a on kulił się u jej nóg.
- Ja też błagałam. – warknęła i skręciła mu kark.


***

Otworzyła nagle oczy i gwałtownie wciągnęła powietrze. Podniosła się na łóżku rozglądając się dookoła. Nie była u siebie. I nie miała opaski na oku. Pokój nie miał okien co wskazywało, że nadal jest w siedzibie Szczura. W tej chwili potrzebowała świeżego powietrza by się uspokoić. Adrenalina krążyła w jej żyłach przez te wspomnienie. Ciało spięło mięśnie gotowe do ataku. Wygramoliła się z ogromnego łoża i ruszyła  w stronę drzwi. Czuła lekkie drapanie w gardle. Jeszcze tego jej brakowało. Zawsze musiała karmić się dość często ale ostatnio robiła to co raz częściej. Otwierając gwałtownie drzwi wpadła na kogoś. Osoba na która wpadła objęła ją ramionami podczas gdy oboje lecieli na podłogę. Upadła lekko opierając dłonie na piersi nieznajomego.
- Dokąd się wybierasz? – usłyszała męski głos. Uniosła się i spojrzała na mężczyznę, który uchronił ją przed spotkaniem jej twarzy z podłogą. Pod nią leżał Max. Obrazy nagle wypłynęły gdy spojrzała mu w oczu. Widziała małego chłopca kulącego się przed ojcem. Nastoletniego Maxa, którego wyśmiała grupka dziewczyn. Nie był wtedy tak przystojny jak teraz. Pierwsze spotkanie ze Szczurem. Ciężka przemiana. Wiele kobiet które tulił w łóżku , z którego przed chwilą wyszła. Nic nie osłaniało jego przeszłości. Obrazy płynęły jak rwąca rzeka.
- Czy już znasz moją przyszłość? – zapytał wyrywając ją z jego wspomnień.
- Przeszłość. – szepnęła i zamrugała kilka razy. Zawsze żałowała poznając czyjąś przeszłość. Nawet kogoś takiego jak Max. Drapanie w gardle dało znów znać o sobie. Musi szybko się napić. Nie zdąży dotrzeć do więzienia. Jest na drugim końcu miasta.
- Czy coś się stało? – zapytał Max widząc jak zaskoczenie miesza się z bólem na jej twarzy.
- Przepraszam – wyszeptała po czym wbiła kły w jego szyję. 

niedziela, 18 maja 2014

-8-

Szła ciemnym korytarzem. Wycie wiatru nie ustawało. Świat nad powierzchnią siedziby Szczura był dziś zimny i pogrążony w ciemności. Dziewczyna spojrzała na swój zegarek. Dochodziła godzina 13. Szczur musiał być w podłym nastroju skoro wszędzie panowała ciemność. Miał swoje humory. Luiza nie widziała go od  momentu gdy dowiedziała się, że jej siostra jest wampirem. Swoją drogą zastanawiała się  jak Alicja radzi sobie z podporządkowaniem się swojemu panu. Szczur na pewno zabezpieczył się przed jej mocą. Nagle zaczęła myśleć o jej przyszłym podopiecznym. Matt nie odzywał się już 3 dni. Miał co prawda sprawdzić kilka rzeczy ale nie myślała, że zajmie mu to tak długo. Chyba, że się rozmyślił. Bez pracy, nie mając co robić, siedziała w domu lub bibliotece i studiowała księgi. Nauczyła się kilku zaklęć, które mogą jej pomóc osiągnąć jej cel. Kilka też zapisała sobie na kartce. Spróbuje pomóc Matowi przejść przez przemianę w miarę bezboleśnie, choć ona sama męczyła się z bólem kilka dni, które nieubłaganie się wtedy dłużyły. Powoli idąc korytarzem zbliżała się do kresu swej dzisiejszej podróży. Nie chciała się śpieszyć. A nawet nie bardzo chciała tu być. Powinna w tej chwili szukać osoby, którą kocha ponad własne życie. Jej bliźniaczka jest gdzieś tam i czeka na nią. Problem polega na tym, że Luiza nie ma pojęcia gdzie ona jest. Poszukiwania nie przynoszą żadnych efektów. Stanęła przed drzwiami i odetchnęła głęboko. Nacisnęła na klamkę i weszła do pomieszczenia oświetlonego kilkoma kulami ognia. W środku był już Paul i Patric oraz Alicja wraz z Maxem. Do rzucenia zaklęcia potrzebna była jej siostra. Co prawda nienawidziła Maxa ale skoro mają razem pracować postanowiła, że na niego także nałoży zaklęcie.
- Witaj siostrzyczko. – przywitała się Alicja. 
Na jej twarzy widniał szeroki dziecięcy uśmiech. Wiedziała dlaczego Luiza zebrała tu wszystkich. Nie chciała stawiać żadnych oporów. Wiedziała, że to konieczne.
- Macie to o co was prosiłam? – zapytała Luiza nie witając się z nikim. 
Jej humor odleciał wraz z momentem gdy zaczęła myśleć o swojej rodzinie.
- Mamy świecę oraz białą kredę. – odpowiedział Paul.
- Przyniosłam też sól. – dodała Alicja. Już nie wyglądała jak dziecko. – Wzmocni zaklęcie.
Luiza spojrzała na nią. Lubiła bawić się swoimi obliczami ale w tej chwili była poważna.
- Dobrze. Trzeba narysować pentagram. – powiedziała i wzięła od Paula kredę. 
Pomieszczenie nie było zbyt duże ale figura wyszła dość duża by dać im swobodę. Dziewczyny ustawiły świecę w środku każdego ramienia gwiazdy.
- Nie mamy czym ich zapalić. – wtrącił szybko Max. Alicja spojrzała na niego i wybuchła śmiechem.
- Mamy. – powiedziała Luiza. 
Podniosła dłoń do góry, a w jej wnętrzu zabłysła kula ognia. Rzuciła ją przed siebie, a ta rozdzieliła się na kilka mniejszych i podążyły do świec podpalając ich knoty. Alicja opanowała swój śmiech. Zamknęła oczy po czym podniosła ręce do góry. Pod sufitem zawisły dziesiątki ognistych kul. Max cofnął się w kąt przestraszony. Paul i Patric nie bali się ognia, ponieważ już dawno ich przyjaciółka nałożyła na nich zaklęcie obronne. Luiza podeszła do blondyna.
- Zdejmij koszulę. – rozkazała mu. 
Chłopak patrzył na nią przez chwilę i zastanawiał się co chce mu zrobić. 
– Nie skrzywdzę cię. – dodała. Max rozpiął koszule. 
Luiza zrzuciła ją z niego i spojrzała na jego skórę.
- Nałożę na ciebie zaklęcie. Nie będziesz już się bać ognia. – szepnęła.
Max spojrzał na jej twarz. Była w tej chwili spokojna. I piękna. Zawsze mu się podobała dlatego jej dokuczał. Jak widać wybrał złą drogę do jej serca. Znienawidziła go za to więc  on też udawał, że jej nienawidzi. Zabawiał się innymi wampirzycami, a czasami nawet ludzkimi dziewczętami. Zdawał sobie sprawę z tego, że im się podoba i wykorzystywał to. Był chroniony faktem, że przemienił go najstarszy wampir w tej kolonii więc nic mu nie groziło. Lecz niczego tak nie pragnął jak tej właśnie dziewczyny z opaską na oku, która właśnie w tej chwili przed nim stała. Pogrążony w swych myślach podniósł dłoń chcąc pogładzić jej policzek. Nagle poczuł  jak jego plecy uderzają o ścianę, a przy gardle poczuł chłodny metal.
- Zaklęcie wymaga wypalenia runy na skórze. Może boleć. – wywarczała Luiza.
To zajście obudziło go z myśli. Zauważył w jej oczach palącą nienawiść. Spojrzała na pozostałych zebranych w pokoju. Paul wyglądał jakby powstrzymywał się od wyrwania mu serca. Więc nie tylko on się w niej podkochiwał. Dziewczyna schowała sztylet po czym przyłożyła dłoń do jego piersi. Szeptała coś w języku, którego nie znał. Nagle pod jej dłonią zaczęło go parzyć. Miał wrażenie, że za chwilę spłonie. Zacisnął zęby i nie dał po sobie znać jak bardzo to boli. Po chwili pieczenie ustało. Luiza odeszła od niego. Spojrzał na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu go dotykała. Na skórze widniał dość duży czarny znak.
- A więc tak nazywają się te dziwne tatuaże na twoim ciele? Runy? – zapytał zakładając koszulę.
- Tak. – odpowiedziała nie patrząc na niego.
- Dlaczego Alicja nie ma takich samych? – zapytał jeszcze z ciekawości.
- Ponieważ ja nie mam drugiego oblicza, które muszę ukrywać. – odpowiedziała mu czerwono włosa.
Zaczął się nad tym zastanawiać. Czy te oblicze jest aż tak złe, że je ukrywa?
- Koniec dyskusji. Zaczynamy. – rozkazała Luiza. – Alicjo, stań na środku. Reszta staje na czubku ramienia stykającego się z okręgiem.
Wszyscy posłusznie stanęli na swoich miejscach.
- Może mogłabym ci jakoś pomóc siostro? – zapytała jeszcze Alicja.
- Nie trzeba. Zaklęcie jest w miarę proste. – odpowiedziała Lizi. Spojrzała w jej oczy. – To może boleć. – dodała z troską w głosie.
- Nie martw się o mnie. Dam radę. – powiedziała Alicja z uśmiechem. – Nie ważne jak bardzo będę cierpieć nie przerywaj zaklęcia.
Luiza przytaknęła i zamknęła oczy. Sięgnęła jeszcze do opaski ściągając ja i otworzyła oczy. Wszyscy obecni, oprócz Alicji, wciągnęli nagle powietrze. Dziewczyna spojrzała na nich.
- To właśnie to ukrywam przed wami pod opaską. – szepnęła i opuściła wzrok.
- Więc te zaklęcie jest aż tak wymagające? – zapytała Alicja. Luiza kiwnęła głową.
- Może poprośmy o pomoc któregoś z czarowników Szczura. – zaproponował Max. 
W jego głosie  słychać było nutkę strachu. Nie bał się on o siebie ale o Luizę. Nie wiedział ile dokładnie ma siły ale domyślał się, że jest silna. W końcu nie bez powodu boją się jej wszystkie wampiry w kolonii.
- Nie. – odpowiedziała szybko spoglądając na niego. Szybko jednak odwróciła wzrok. Nie chciała wkradać się nie proszona do ich przeszłości.
- Zaczynamy. – powiedziała pewnie Alicja. – Luiza da sobie radę. Na pewno.
Wszyscy stanęli na swych miejscach. Lizi zamknęła oczy by bardziej się skupić i zaczęła szeptać. Nikt prócz Alicji nie rozumiał tego języka. Nagle znikąd zerwał się wiatr, który narastał co raz bardziej. Luiza podniosła głos. Alicja upadła na kolana obejmując się ramionami. Max chciał ruszyć jej na pomoc. Alicja widząc to pokręciła głową i unieruchomiła ich ciała zaklęciem. Cała trójka mężczyzn nie mogła się poruszyć. Wiatr targał włosami Luizy i Alicji. Obie dziewczyny zdawały się tracić kontakt z rzeczywistością. Nagle poczuli zapach krwi. Paul spojrzał na Luizę. Krew powoli spływała jej z nosa. Zaklęcie było długie. Alicja zwijała się z bólu ale nie krzyczała by nie rozpraszać siostry. Luiza zakończyła wypowiadać zaklęcie. Wiatr ustał tak nagle jak nagle się pojawił. Alicja leżała na podłodze oddychając ciężko.
- Przepraszam. – szepnęła Lizi otwierając oczy. 
Zrobiła krok do przodu ale zachwiała się. Paul wraz z Patrickiem chcieli ją złapać lecz nadal nie mogli się poruszyć. Max jako jedyny złamał zaklęcie Alicji i w ostatniej chwili złapał upadającą dziewczynę. Położył jej głowę na kolanie układając jej ciało na podłodze. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. W jej oczach zbierały się łzy.
- Przepraszam. – szepnęła znów i zemdlała, a po jej policzku spłynęła łza.

czwartek, 15 maja 2014

-7-

Siedzieli w salonie czekając aż Luiza wróci. Paul przyglądał się mężczyźnie siedzącemu na jego sofie. Zadawał sobie pytanie, dlaczego ktoś zdrowy chce zrezygnować z normalnego życia i stać się wampirem z własnej woli.

- Jest mi to do czegoś potrzebne. - odpowiedział nagle jego gość.

Źrenice Paula rozszerzyły się przez zaskoczenie. Czy ten koleś czyta w jego myślach? Patrzył na niego twardym wzrokiem ale on nie odezwał się. Zbieg okoliczności?

- Może zanim cię przemienię mógłbyś się chociaż przedstawić? - usłyszeli nagle dziewczynę.

Oboje nie słyszeli gdy wyszła ze swojego pokoju. Miała na sobie dopasowaną, prostą czarną sukienkę bez ramion do połowy uda. Paul zawsze widział ją w sukienkach. Oprócz tych dni gdy pracowali dla Szczura i nosiła kostium. Jej stroje zawsze były w kolorze czerni. Nogi miała bose, a jej oko jak zawsze zasłaniała biała opaska.

- Mam na imię Matt. - przedstawił się.

Luiza podeszła w tym czasie do kanapy i usiadła na jej drugim końcu, jak najdalej od chłopaka. Wyglądała jak obrażone dziecko z skrzyżowanymi rękami na piersi. Jej oczy wpatrywały się w jej przyszłego podopiecznego. I gdyby wzrokiem można było zabijać ich gość już dawno byłby trupem. Niespodziewanie ich gość zaśmiał się. Paul oderwał wzrok od dziewczyny i przyjrzał mu się znowu.

- Cieszymy się, że Luiza nie zabija wzrokiem, prawda? - zwrócił się do gospodarza domu.

Jego głos wręcz ociekał kpiną, a postawa ciała wyrażała o wiele za dużo pewności siebie. Jeśli siła jest mu potrzebna do skrzywdzenia Luizy to Paul osobiście urwie mu głowę.

- Uważaj o czym myślisz, bo nigdy nie wiesz kto ma jakie zdolności.

Luizie przestała się podobać postawa ich gościa. Wyciągnęła sztylet i przyłożyła mu go do gardła.

- Wyjaśnię ci coś jeszcze, żeby wszystko było jasne. To, że cię przemienię nie znaczy, że nie wyrwę ci serca przy pierwszej okazji gdy popełnisz błąd. - wywarczała patrząc mu prosto w twarz. 

Postawa Matta diametralnie się zmieniła. Wiedział, że jego życie jeszcze w tej chwili jest za kruche więc postanowił być ostrożny.

- Po przemianie też radzę ci uważać. - dodała jeszcze do jego postanowień.

- Czy ty też... ? - zapytał zaskoczony chłopak.

- Ja jestem czarownicą. - odpowiedziała prostując się przed nim. - Jest kilka zaklęć dając mi możliwość korzystania z takiej umiejętności jak twoja.

- Jakiej umiejętności? - zapytał Paul. Luiza usiadła z powrotem na kanapie.

- Matt czyta w naszych umysłach. - odpowiedziała.

- Mam to odkąd pamiętam. Od dziecka. - wyjaśnił Matt. 

Luiza spojrzała na niego. Pierwszy raz podczas tego spotkania pomyślała, że warto byłoby mieć go u swego boku. Chłopak spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Nie czytaj mi w myślach! - krzyknęła ze złością po czym wyszeptała coś w nieznanym im języku.- Dobra teraz możemy ustalić resztę szczegółów twojej przemiany.

Większość już została omówiona. Matt nadal patrzył na Luizę  z uśmiechem.

- Muszę jeszcze zbadać kilka spraw ale jestem pewny, że termin przemiany podam wam lada dzień. - powiedział przenosząc wzrok na Paula.

- Może się jeszcze rozmyślisz. - powiedziała Luiza nie patrząc na niego. Mieć podopiecznego to duża odpowiedzialność.

- Nie. Na pewno mnie przemienisz w wampira. - odpowiedział szybko pewny siebie. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona tą pewnością. Co go popycha do tego czynu? Jest chory? Ma problemy od których chce uciec? Lub może ktoś mu grozi? Albo chce skrzywdzić kogoś mu bliskiego? Nie mógł odpowiedzieć na jej pytania, ponieważ przez rzucone zaklęcie nie znał jej myśli. Bycie wampirem da mu siłę i pewnego rodzaju nieśmiertelność. Do ciała wampira ciężko się wedrzeć by wyrwać mu serce. Gdzieś w głębi swojej duszy Luiza podziwiała go. Może dlatego, że przypominał jej ją samą. Została wampirem by bronić Elizę oraz wszystkie swoje młodsze siostry.

- Muszę już iść. - powiedział wybudzając ją ze swoich myśli. Wstał z kanapy i ruszył w kierunku drzwi. Luiza wstała i poszła za nim, a wraz z nią poszedł Paul. Matt sam otworzył sobie drzwi i stanął jeszcze w progu.

- Odezwę się niedługo. - powiedział z uśmiechem i wyciągnął rękę do Paula, który uścisnął ją na pożegnanie.

- Do zobaczenia. - powiedziała cicho Lizi.

Chłopak uśmiechnął się do niej ciepło. Coś poruszyło ją w tym uśmiechu. Przypomniał o jej bliźniaczce. Chłopak ruszył w stronę schodów. Paul poszedł w głąb swego domu, a ona została jeszcze na chwilę w otwartych drzwiach.

- Łączy nas więcej niż myślisz Luizo. - wyszeptał jeszcze nie odwracając się i zniknął jej z oczu. Wiedział, że go usłyszała.

środa, 14 maja 2014

-6-

Ostre światło jarzeniówek wpychało się pod powieki dziewcząt. Białe ściany bez okien otaczały je już prawie od zawsze. Przy dwóch przeciwległych ścianach znajdowały się dziewczynki. Nie były za wysokie, a ich ciała były drobne. Ich ręce przykute były na tyle wysoko by mogły stać na własnych nogach. Jednak w tej chwili obie zwisały nieprzytomne. Czarne proste włosy opadały im na ramiona zasłaniając twarze. Na sobie miały tylko białe sukienki na cienkich ramiączkach sięgające im troszkę za połowę uda. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju weszła trójka mężczyzn w białych kitlach. Spojrzeli na nieprzytomne dziewczyny z uśmiechem. Jeden z nich podszedł do jednej i uniósł jej głowę go góry chwytając za jej podbródek.

- Pora na pobudkę maleńka. - powiedział po czym cofnął rękę. 

Jej głowa opadła gwałtownie. Dziewczyna zamruczała coś i podniosła powoli głowę. Jej zaspane oczy mrugały przez ostre światło. Jednak gdy rozpoznała twarz mężczyzny otworzyły się szeroko. W jej ciemnych oczach widniał strach. Poderwała całe ciało by podjąć próbę ucieczki lecz nie pozwoliły jej na to ręce przykute do ściany metalowymi kajdanami. Mężczyznę ucieszył ten widok. Uśmiechnął się szerzej i przeszedł kawałek w bok by mogła spojrzeć przed siebie. Przed nią wisiała jej ukochana siostra. Była jeszcze nieprzytomna.

- Dzień dobry Luizo. - powiedział jeden z trzech mężczyzn, którego też rozpoznała. 

Miał kasztanowe włosy, a na nosie okulary. Dziewczyna rozejrzała się jeszcze po pokoju. Mężczyzna, który ją obudził podszedł teraz do jej siostry. Luiza szarpała się chwilę ale nie mogła się uwolnić by pomóc siostrze. Wiedziała, że ją skrzywdzą, jednak nie mogła nic zrobić przez skute ręce.

- Nie waż się jej dotknąć. - warknęła by zwrócić na siebie jego uwag ę. Musiała zrobić wszystko by chociaż opóźnić cierpienie jej bliźniaczki. Mężczyzna odwrócił się do niej tak jak tego chciała.

- A co mi zrobisz tym razem? -  zapytał z kpiną w głosie. - Przykuta raczej niewiele. - odpowiedział na swoje pytanie i zaśmiał się okropnie. Jego prawy policzek zdobiła paskudna blizna po ostrym pazurze Luizy.

- Nie możemy sobie pozwolić by to znów się powtórzyło. - odezwał się ten w okularach. Luiza doskonale to pamiętała i cieszyła, że to się stało.

- Pora się zabawić. - mężczyzna z blizną podniósł do góry twarz nieprzytomnej dziewczynki. Jej oczy otworzyły się powoli...


 ***

Otworzyła oczy nagle. Jej oddech przyspieszył przez strach. Rozejrzała się wokoło. Pokój w niczym nie przypominał tego, w którym była w śnie. Nie było białych ścian ani ostrego światła. I były okna. Luiza szybko wstała i otworzyła je. Odetchnęła z ulgą. Chłodne powietrze pomogło jej się uspokoić. Spojrzała na zegar. Było krótko przed północą. Przespała cały dzień. Nagle dotarło do niej, że w korytarzu ktoś się kłóci. Słyszała poniesiony głos Paula. Głos należący do drugiej osoby też był jej znajomy lecz nie mogła sobie przypomnieć do kogo może należeć. Na dodatek kłótnia dotyczyła jej osoby. Założyła szybko opaskę na oko oraz szlafrok. Otworzyła drzwi dzielące ją od korytarza. Paul spojrzał na nią. Jej potargane włosy wskazywały na to, że dopiero się obudziła. 

- Gratuluję. Dopiąłeś swego. Już nie śpi. - rzucił zdenerwowany Paul. Luiza spojrzała na osobę stojącą w drzwiach. Stał w nich chłopak, który pozwolił jej się napić swojej krwi. Ten o którym myślała przed snem.

- Czy mogę teraz wejść? - zapytał Paula. Wyglądał na zadowolonego. Luiza pamiętając ich pierwsze spotkanie spięła mięśnie i ruszyła do niego. Chłopak widząc jej wyraz twarzy cofnął się o krok i wyciągnął przed siebie ręce. - Spokojnie. Chce z tobą pogadać. Nie tak jak wczoraj.

Paul spojrzał na nią i położył jej rękę na ramieniu by ją trochę uspokoić. Luiza zatrzymała się. 

- To na nim się wczoraj karmiłam. - wywarczała.

- Czego od niej chcesz w zamian? Pieniędzy? Mogę wypisać ci czek. - zapytał chłopaka. 

Sam stanął blisko Luizy by w razie czego szybko zareagować na jej gniew. Rzadko kiedy panowała nad tym uczuciem oraz nad swoimi czynami gdy ktoś ją wkurzył.

- Nie potrzebuję pieniędzy. Ona już zna moje pragnienie. - odpowiedział patrząc twardo na Lizi. W jego oczach zauważyła cień nadziei, że się zgodzi. On na prawdę tego chciał.

- Chce bym go przemieniła.

Między trójką zapadła chwila milczenia. Paul przyjrzał się młodemu mężczyźnie. Był tej samej wysokości i mniej więcej tej samej budowy ciała co on sam. Jego skóra była opalona. Na rękach można było zauważyć wiele jasnych blizn.

- Wejdź. - zaprosił go i przesunął się. Chłopak wszedł szybko, a on zamknął za nim drzwi.

- Paul?! Po co go wpuściłeś? - zapytała zaskoczona Luiza.

- Musisz go przemienić. - odpowiedział idąc do salonu. Luiza poszła za nim.

- Doskonale wiesz, że tego nie zrobię. Znasz cały przebieg przemiany. Nie zamknę się z nim na ten czas. Mam coś do zrobienia. Muszę kogoś znaleźć.

- Zrobisz to. Piłaś jego krew. - powiedział twardo. Usiadł na jednym z foteli i spojrzał na nią. - Zaproś go by usiadł.

Luiza była wściekła. Zacisnęła ręce w pięści i odwróciła się do chłopaka.

- Zabiję cię. - wywarczała przez zaciśnięte zęby. Chłopak przeszedł obok niej z uśmiechem.

- Wiem to. - opowiedział i usiadł.

-5-

Luiza wpatrywała się w chłopaka. Czy ona się przesłyszała? Czy ten koleś właśnie poprosił by go przemieniła?

- Dobrze słyszałaś. - odpowiedział na jej pytanie, którego nawet nie zadała. - Chcę byś mnie przemieniła w wampira.

- Czyś ty oszalał?

- Nie. Chcę tego. Ty też tego chciałaś. Pamiętasz? - ton jego głosu trochę się zmienił. Był trochę cięższy, zmęczony. To przez to, że piła jego krew. Niewiele ale ciało ludzkie zawsze tak reaguje.

- Skąd ty o tym wiesz?

- Wiem wiele. - odpowiedział z uśmieszkiem, który przypomniał jej Maxa. 

Nagle usłyszała, że ktoś woła jej imię niedaleko. Zapomniała o Paulu. Spojrzała szybko na swoje dłonie. Skóra znów miała blady kolor, a paznokcie wróciły do normy. Odetchnęła z ulgą.

- Zaklęcie nadal działa? - zapytał chłopak. Opierał się o ścianę i przyglądał jej przez cały czas.

- Dziękuję za pomoc ale nie przemienię cię. - powiedziała odwracając się w stronę ulicy.

- Zrobisz to. - powiedział zaciskając zęby i łapiąc ją za rękę. Spojrzała na niego.

- Puszczaj mnie. - warknęła.

- Przemień mnie. - zażądał. 

Tego już miała dość. Opierając na jego piersi dłoń przycisnęła go do ściany. Uwolnioną ręką sięgnęła do opaski na udzie. Sztylet przyłożyła mu do gardła. To wszystko trwało tylko sekundę. Źrenice mężczyzny powiększyły się pod wpływem nagłego wzrostu adrenaliny.

- Ludzie są tacy słabi. - powiedziała mu prosto w twarz. - Odwal się nim zrobię ci krzywdę. Rozumiesz?

Chłopak pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Luiza puściła go robiąc krok w tył. Założyła opaskę z powrotem na oko i wyszła na ulicę. Zauważyła Paula w tej samej chwili co on ją.

- Przepraszam. - powiedziała. 

Paul bez słowa wziął ją na ręce i skoczył w górę. Skakał z balkonu na balkon. Nie dbał o tych, którzy ich zauważą. Po chwili byli na miejscu. Stanęli przed instytucją zwaną przez ludzi więzieniem. Dla wampirów było to coś w rodzaju jadalni. Władza ludzka pozwalała im karmić się na więźniach, którzy dostali w wyroku dożywocie.

- Możesz mnie już postawić. - szepnęła patrząc na twarz Paula.

- Karmiłaś się na człowieku. - powiedział z kamienna twarzą nie patrząc na nią. Wiedziała, że to wyczuje.

- Musiałam.

Nie chciała mu się tłumaczyć jak na razie. Paul postawił ją na chodniku i ruszył do wejścia. Znów się na nią obraził. Dziewczyna westchnęła i ruszyła za nim. Gdy już oboje nasycili swój głód Luiza zaczęła się zastanawiać nad jej siostrzyczką. Czy istnieje jakieś zaklęcie by zniweczyć jej moc? Lub choćby coś by bronić się przed jej mocą. Postanowiła pójść do biblioteki. Wysłała Paula do domu praktycznie siłą. Biblioteka, w której była nie należała do tych ludzkich. Na półkach co prawda zalegało wręcz miliony książek ale nie były to zwykłe księgi. Kryły się w nich zaklęcia, przepisy na eliksiry, uroki i tym podobne rzeczy. Spędziła w bibliotece wiele godzin aż znalazła to czego chciała. Zaklęcie było proste i nie potrzebowało zbyt wiele energii by je nałożyć. Pożyczyła księgę, w której było zaklęcie do domu. Gdy wyszła z budynku zdała sobie sprawę, że świta. Spojrzała w ciemne niebo. Tęskniła za słońcem. Na ulicach nie było praktycznie samochodów, a po chodnikach nie przelewał się tłum ludzi. Ruszyła spacerem w stronę domu ale szybko znudziło się jej te tępo. Przyciskając księgę do piersi ruszyła biegiem przed siebie. Wiatr muskający jej skórę dawał jej radość i poczucie wolności. W kilka sekund stanęła przed drzwiami domu Paula. Otworzyła drzwi z uśmiechem na ustach. Właściciel mieszkania siedział w małym jasnym salonie oglądając wiadomości.

- Wróciłam. - krzyknęła choć równie dobrze mogła to wyszeptać lub nic nie mówić. I tak by usłyszał. Położyła księgę na stoliku przy sofie w salonie. Paul trzymał w ręce butelkę piwa uważnie słuchając spikera w telewizji.

- Przepraszam, że karmiłam się na człowieku. Traciłam nad sobą kontrolę. - wyszeptała mu w ucho zachodząc go od tyłu. Odwrócił się na chwilę by spojrzeć na jej twarz.

- Ok. Już dobrze. - odpowiedział i wrócił do oglądania. 

Luiza wzięła księgę z sobą i poszła do swojego pokoju. Przeglądała ją jeszcze przez chwilę ale zmęczenie po całonocnej pracy szybko dało o sobie znać. Zdjęła z siebie sukienkę i poszła pod prysznic. Opaskę z oka położyła na umywalce. Gdy wyszła spod prysznica szybko osuszyła ciało ręcznikiem Wciągnęła na siebie koronkową koszulę do spania. Wróciła do pokoju i wsunęła się pod kołdrę. Leżąc wygodnie myślała jeszcze przez chwilę o chłopaku, który chciał zostać wampirem. Przestała jednak zawracać sobie tym głowę i szybko zasnęła.

-4-

Gwar miasta trochę ją przytłaczał. Masa ludzi przemykała obok nie zwracając na nią uwagi. Uroki ludzkiego życia. Masz na głowie tyle, że  wszystko inne jest już nie ważne. Szum jadących samochodów sprawiał, że nie mogła się na niczym skupić. Spojrzała na Paula.

- Jeszcze chwilę. - odpowiedział na nie zadane pytanie.

Luiza rozglądała się niespokojnie. Paul trzymał ją mocno za rękę. Nienawidziła miasta. Za ten gwar i tłum ludzi, którzy zawsze udają, że nic się nie dzieje. Pozwolili wampirom się chronić ale głównie dlatego, że sami nie daliby sobie rady z tym co się dzieje. Czas mija tak szybko. Jak długo już siedziała w tym bagnie? Wampirem była od 3 lat ale świat zmienił się trochę później. Zamyślona wpadła na kogoś. Wymamrotała szybko przeprosiny. Koleś szybko się zebrał i poszedł sobie. Luiza patrzyła za nim chwilę. Pewnie zauważył kły. Może i ludzie pozwolili siebie chronić ale i tak boją się wampirów.

- Dokąd my w ogóle idziemy? - zapytała Paula zakładając ręce na biodra. Wiedział, że nie ruszy się póki jej nie powie.

- Mam sprawę do załatwienia.

- Mówiłeś, że idziemy zjeść.

- Pójdziemy tylko to załatwię.

Ruszył przed siebie. Rzadko kiedy się tak zachowuje ale tym razem musiał. Lizi ruszyła za nim. Szli tak jeszcze przez kilka minut. Nagle Paul się zatrzymał. Spojrzała na budynek. Był wysoki i stary. Wyglądał na zwykły blok mieszkalny.

- Zaczekaj tu. - powiedział jej Paul i zniknął w drzwiach. 

Nie zdążyła zgłosić sprzeciwu ale posłusznie została na zewnątrz. Ludzie nadal udawali, że jej nie widzą. Zaczęła bawić się paznokciami. Nie lubiła ich malować. Po chwili zaczęła się niecierpliwić. Głód dawał o sobie znać. Ogień, który palił ją w gardle zaczął narastać. Kucnęła przy budynku starając się uciszyć pragnienie. Ono jednak nie chciało się uspokoić. Do jej uszu dobiegał odgłos płynącej krwi w żyłach mijających ją ludzi. Spojrzała na swoje dłonie. Jej skóra zaczęła szarzeć, a paznokcie zachodziły powoli czernią i wydłużały się. Wpadła w panikę. Zaklęcie przestawało działać. Spojrzała na płynący przed nią tłum. Kiedy wróci Paul? Nie może się tu przemienić. Przestraszona rozglądała się za kryjówką. Zauważyła szczelinę miedzy budynkami. Kryjówka nie wystarczy.

- Wszystko w porządku? - usłyszała z boku. 

Odsunęła się przestraszona. Przed nią stał młody chłopak. Był wyższy od niej i dobrze zbudowany. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w nią. 

- Mogę jakoś pomoc? - jego głos był aksamitny i spokojny. Mężczyzna wyciągnął do niej rękę. - Czego potrzebujesz?

- Krwi. - odpowiedziała nie myśląc. Czuła, że jeszcze chwila i wszystko co tak długo ukrywała wyjdzie na jaw. Chwyciła rękę chłopaka i zaciągnęła go do zaułka. - Przepraszam.

- Dam ci się karmić. - wyszeptał. 

Te słowa zaskoczyły ją. Ludzie nie karmią wampirów swoja krwią bo się ich boją. Luiza zerwała opaskę z oka i spojrzała na mężczyznę. Obrazy były chaotyczne. Nie zdołała wyłapać nic konkretnego.

- Nie czas na to byś sprawdzała moją przeszłość. - powiedział wyciągając do niej rękę. - Pij.

Luiza spojrzała na jego nadgarstek. Czuła puls jego krwi. Oblizując wargi podeszła do niego. Wzięła jego rękę i zatopiła kły w żyle. Mężczyzna jęknął cicho. Dziewczyna piła nie roniąc ani jednej kropli. Po kilku minutach przestała i odsunęła się od niego. Skąd o niej wiedział?

- Szukałem cię. - wyszeptał. Spojrzała na niego zaskoczona. - Chce abyś mnie przemieniła. 

-3-

Ciemność chciała ją pochłonąć, a ona walczyła z nią. Zawsze walczyła do końca. Czuła, że ktoś ją niesie. Starała się odzyskać władzę nad swoim ciałem lecz na próżno. Alicja wyssała całą jej energię. Jej głowa zsunęła się z ramienia i na chwilę otworzyła lekko oczy. Zobaczyła swoją siostrę wpatrującą się w plecy Paula ale spojrzała też na nią. Luiza przegrywała powoli walkę z ciemnością. Jej oczy zamknęły się, a jej ciało zatonęło w ciemności.


 ***

W białym pokoju oświetlonym jasnymi jarzeniówkami w kącie siedziały dwie dziewczynki. Jedna z nich miała podciągnięte nogi pod brodę i płakała.

- Nie pozwolę by cię nadal krzywdzili. - obiecała jej ta druga. 

Obie miały długie czarne włosy i wyglądały niemalże tak samo. Ciemno brązowe oczy wpatrywały się w jej bliźniaczkę. Dziewczynka, która płakała, otworzyła oczy, które miały kolor soczyście zielonej świeżej trawy.

- Zabierz jedno. - wyszeptał zapłakany głosik. Dziewczyny patrzyły sobie chwilę prosto w oczy. - Nie chce widzieć przyszłości i przeszłości. Weź jedno. -prosiła.

- Dobrze. Zrobię to ale musimy się przygotować. - obiecała jej siostra i przytuliła ją mocno.


 ***

Zanim otworzyła oczy poczuła na skórze powiew chłodnego powietrza. Zapach, który ją otaczał wskazywał na to, że była w domu Paula, a dokładniej w swoim pokoju. Otworzyła oczy i rozejrzała się. Okno było na oścież otwarte, a zielone zasłony wzdymały się przez napływające powietrze. Wstała i przymknęła okno. Patrzyła chwilę na widok miasta rozciągający się pod nią. Szybko jednak odwróciła wzrok i podeszła do lustra. Zapaliła jasne światło ale szybko zmniejszyła jego intensywność. W ciemności widziała równie dobrze jak teraz ale nie chciała żyć w ciemności. Spojrzała w lustro. Nie miała na oku opaski. Do tego o ciemnej barwie była przyzwyczajona. Do tego drugiego już nie aż tak bardzo. Wiedziała, że ono nie jest jej, mimo że posiadała je już tak długo. Kolor soczystej zieleni przypominał jej o Elizie. Czasami żałowała tego co zrobiły. Ale na jej siostrze ciążyło i tak większe brzemię. Zobaczyć przeszłość kogoś to nie to samo co patrzeć w jego przyszłość. Wyciągnęła zapasową opaskę z jednej z szafek obok lustra i założyła ją na oko, które zawsze ukrywała. Gdy układała włosy do jej pokoju wszedł Paul.

- Wszystko w porządku? - zapytał. Lizi spojrzała na niego. 

W jego oczach zobaczyła czystą troskę oraz coś jeszcze. Coś ścisnęło jej serce. Uśmiechnęła się do niego. Robiła to rzadko.

- Tak. - odpowiedziała podchodząc do niego. Przytuliła się do jego ciała i poczuła jak jego mięśnie napięły się przez zaskoczenie. - Dziękuję. I przepraszam za słowa w szatni.

- Nic nie szkodzi. Już teraz rozumiem wszystko. - odpowiedział uśmiechając się i obejmując ją.

- Jestem głodna. - powiedziała podnosząc głowę do góry by spojrzeć na jego twarz.

- Więc chodźmy.

-2-

Czerwono włosa dziewczynka zbliżyła się do drzwi. Cały czas się uśmiechała, a jej oczy utkwione były w Luzie. Gdy wyszła na korytarz zgasiła kulę ognia lekkim dmuchnięciem.

- Zaskoczyłam cię, siostrzyczko? – zapytała dźwięcznym głosem, a na jej twarzy malowało się sztuczne zdziwienie. Widać było, że bardzo się cieszy ze strachu swojej siostry.

- Masz siostrę? – usłyszała cichy szept Paula przy prawym uchu.

- Tak. – odpowiedziała również szeptem.

- Nie opowiedziałaś o nas nikomu, siostrzyczko? – zapytała smutnym głosem drobna dziewczynka. – I gdzie jest twoja lepsza połowa? – dodała uśmiechając się szerzej niż poprzednio.

Luiza nie wiedziała co zrobić. Chciała zerwać opaskę z drugiego oka. Zobaczyć czy to nie żadna iluzja. Problem był taki, że zawsze je ukrywała więc nikt nie wie jakie ono jest. Zacisnęła mocno pięści. Nagle z drzwi wyszedł stary człowiek. Miał obdarte, brudne ubrania. Jego szare włosy opadały mu w nieładzie na ramiona. Były mocno za długie i skołtunione miejscami.

- Witajcie. – przywitał wszystkich. Jego głos był zmęczony, dla ludzi praktycznie niesłyszalny. 
Drobna dziewczynka słysząc go podbiegła do niego. Staruszek położył jej rękę na głowie i pogłaskał jak zwierze. Dziewczynka wyglądała na zadowoloną. Patric, Paul oraz Max automatycznie ukłonili się przed starcem. Luiza przyglądała się temu nieobecna. Jej myśli były daleko stąd.

- Chce wam kogoś przedstawić. – odezwał się znów starzec jednocześnie pokazując gestem dłoni by wszyscy się podnieśli.
Mała dziewczynka wyszła przed niego. Wyglądała jak dziecko. Jej czerwone włosy były związane w dwa wysokie kucyki. Włosy były gęste, lekko kręcone i niezwykle długie. Na oczy opadała jej prosta grzywka. Jej duże i czarne oczy wpatrywały się w Paula i Luizę na zmianę. Drobne ciało dziewczynki było ubrane w coś na wzór szkolnego mundurku w kolorach bieli i czerwieni, która pasowała do jej włosów. Na nogach miała małe czarne pantofelki i białe zakolanówki. Spódniczka wydawała się za krótka jak na standardy jakiejkolwiek ze szkół.

- To moja nowa podopieczna. Jestem pewny, że Luiza ją zna. – powiedział starzec, który był najstarszym wampirem w Kolonii, Szczurem.

- Nie zaprzeczę. – odezwała się Lizi sztywnym głosem patrząc w końcu na starca. – Ale jedno mnie zastanawia. Jej tu nie powinno być.

- Racja. Dla ciebie ona powinna spać jak reszta, prawda? – zapytał lecz nie oczekiwał odpowiedzi.
Luiza poczuła, że jej przyjaciele patrzą się na nią i oczekują wyjaśnień. Nigdy nie opowiadała im o swojej przeszłości. Nie wiedzieli też czego tak uparcie szuka gdy tylko nie mają jakiegoś zlecenia. Nie raz jeździli z nią poza granicę Kolonii ale nigdy nie wyjaśniła po co tam się udają.

- Wystarczyło podać jej trochę wampirzej krwi i przeczekać jakiś czas by wybudziła się z zaklęcia. Ale muszę przyznać, że nie trwało to krótko co oznacza, że zaklęcie było bardzo silne. – dodał Szczur.

- To jest Alicja. Moja młodsza siostra. – wyjaśniła chłopakom Lizi.

- Jest urocza. – wyszeptał Paul.

- Możliwe. Ale jest o wiele bardziej niebezpieczna niż ja. – przestrzegła go spoglądając na niego. Alicja wykorzystując ten moment i zjawiła się przed siostrą. Luiza reagując szybko odepchnęła Paula od siebie.

- Czemu zakrywasz swoje lewe oko siostrzyczko? Przecież jest takie piękne. – zaśmiała się dziewczynka i sięgnęła lewą ręką do twarzy czarnowłosej. 

Luiza przestraszona chciała uciec lecz jej siostrzyczka drugą ręką złapała ją za nadgarstek. Liza w jednej chwili poczuła jak ucieka z niej energia. Jęknęła cicho i opadła na kolana.

- Puść mnie. – wyszeptała zmęczonym głosem. 

Oczy Alicji rozszerzyły się, a twarz wykrzywił okropny uśmiech. Lewą ręką zerwała przepaskę z oka dziewczyny. Wszyscy jak zaklęci przyglądali się całej tej scenie. Szczur i Max wyglądali na zadowolonych. Przyjaciele Luizy natomiast znów wyglądali na zaskoczonych. Dziewczynka zaśmiała się widząc wijącą się siostrę.

- Alicjo. – odezwał się w końcu Szczur. – Wystarczy już.

Dziewczyna natychmiast puściła nadgarstek Luizy a jej ręką opadła z cichym plaskiem na podłogę. Alicja wróciła do swojego pana. Patric wraz z Paulem patrzyli przerażeni na Luizę. Nie mogli uwierzyć w to co właśnie widzieli. Dziewczyna ciężko oddychała i wyglądała na wycieńczoną. Nie miała nawet siły otworzyć oczu. Paul podszedł do niej i wziął za rękę.

- Co to było? – zapytał patrząc na Alicję.

- Luiza nie jest zabójczynią odkąd jest wampirzycą. Jest nią od urodzenia. – odezwała się ale w jej głosie już nie było tej słodkiej nuty. 

Nie uśmiechała się już i nie udawała dziecka. Może i jej ciało wskazywała na to ale w głębi była dojrzała. Jej wzrok utkwiony w leżącej na podłodze dziewczynie ukazywał nienawiść jaką do niej pałała. Już nie wyglądała na uroczą dziewczynkę.

– Każda z nas ma swoje umiejętności. Była nas ósemka. 4 pary bliźniaczek. Nasza matka jest czarownicą więc każda z nas także jest czarownicą. Lecz ojcem każdej pary jest inny mężczyzna. Luiza oraz jej bliźniaczka są najstarsze. Każda para jest śmiertelnie niebezpieczna dla ludzi. Dlatego nie żyłyśmy w zwykłym domu. Żyłyśmy pod opieką przyjaciółki naszej matki, demonem. Później porwano nas do Instytutu gdzie żyłyśmy pod ciągłym okiem lekarzy, którzy wykonywali na nas swoje eksperymenty. Do mnie rzadko kiedy się zbliżali ponieważ jednym dotykiem mogłam zabrać im cała energię. Ale na badania zawsze zabierali parę bliźniąt. Luiza początkowi nas chroniła. Nie miała przez to łatwo. Doktorzy często ją przez to wykorzystywali. Często przez tortury zmuszali ją by pokazywała swe prawdziwe oblicze. Nie wątpię w to, że zawsze nas kochała. Nawet wtedy gdy każdą z nas próbowała zabić.

- Prawdziwe oblicze?  Chodziło im o to żeby chciała ich zabić? – zapytał Patric.

- Nie. O tym wiedzieli odkąd się tam zjawiłyśmy. O te oblicze które okrywa przed wami. – odpowiedziała spoglądając na Paula. – Nigdy nie widziałeś jej oka, które ukrywała pod opaską, prawda?

Paul nie odpowiedział. Nie było sensu odpowiadać. Oboje z Patrickiem wiedzieli, że Luiza ukrywa przed nimi bardzo wiele.

- Czy zabiła swoją bliźniaczkę? – zapytał Max.

- Nie. Prędzej zabiłaby siebie niż Elizę. Za bardzo się obie kochały. One były jak lustrzane odbicia. Z tym, że Luiza dostając wiecznie baty i będąc ciągle wykorzystywaną nie była wesoła tak jak Eliza. Luiza znienawidziła naszą matkę za to, że nigdy nie próbowała nas uwolnić. Uważała ją za jedna z najsilniejszych czarownic w sabacie. Była zasadnicza różnica między tymi bliźniaczkami. Eliza jako ucieleśnienie anioła nigdy nie podniosła na nikogo ręki podczas gdy Luiza potrafiła zrobić wszystko by jej chronić.

- Anioł? Skoro Eliza była aniołem Luiza też nim jest?- zapytał zaskoczony Paul, który wpatrywał się w zamknięte oczy Lizi.

- Niestety. Ona jest raczej diabłem. – wyjaśniła. – Chcesz zobaczyć jej prawdziwe oblicze?

- Nie. Nie muszę. Na pewno jest jakiś powód dlaczego je ukrywa. – odpowiedział szybko.

- Masz rację. Nie zawsze panuje wtedy nad sobą. Ale na pewno kusi cię by spojrzeć w jej drugie oko, prawda? Te oko też ma swoją moc, której ona jednak nigdy nie potrafiła opanować. Widzi przyszłość i przeszłość.

Paul wpatrywał się w nieprzytomną Luizę.

- Jeśli chcesz podnieś powiekę. Zobaczysz nawet, że jest innego koloru. – szepnęła mu do ucha Alicja. Spojrzał na nią. Znów wyglądała jak słodka dziewczynka.

- Nie chce. – odpowiedział. Miał nadzieję, że Luiza sama mu je pokaże i wszystko wyjaśni. – Czego chciałeś od nas? – zapytał Szczura.

- Od dziś będziecie pracować wraz z Maxem oraz Alicją. – odpowiedział.

Paul wziął na ręce Luizę i ruszył korytarzem. Patric ruszył za nim. Trójka wampirów patrzyła jak odchodzą. Po chwili Szczur wraz z Maxem wrócili do ciemnego pomieszczenia. Alicja wpatrywała się jeszcze w plecy Paula z uśmiechem.

- Chodź Alicjo. – rozkazał jej starzec. Dziewczynka posłusznie wróciła do ciemnego pokoju.