środa, 18 lutego 2015

-19-

Gdy wybiegła z budynku poczuła się w końcu wolna. Nie lubiła służyć Szczurowi ale nie miała innego wyjścia. Mieszkając na tym terytorium że wkrótce stąd zniknie. Wiedziała, że jej ciało jest już prawie gotowe do ceremonii. Na dobrą sprawę nie będzie musiała oddawać swoich sióstr Szczurowi. Dokładne badania powiedzą jej kiedy zostanie żoną Nathana. Spojrzała na demona i uśmiechnęła się lekko. Przeniosła wzrok jednak na blondyna, który odzyskał już siłę by poruszać się samodzielnie. Zanim zdążyła ułożyć myśli w sensowną wypowiedź chłopak ruszył na nią. Przez chwilę poczuła się bezbronna, tak jak w czasach gdy nie była jeszcze wampirzycą. Przemiana zajmowała wtedy dużo czasu i była bardzo bolesna. Jednak zanim blondyn położył na niej swoje ręce został powalony przez jej narzeczonego. Szarpali się chwilę jednak demon wygrał i przygwoździł go do ziemi trzymając sztylet przy jego szyi. Luiza nie poczuła nawet jak wyjął go z jednej z jej przepasek na udzie ukrytych przez sukienkę.

- Coś ty sobie do cholery myślała?! – wrzeszczał robiąc zamieszanie wśród przechodniów, którzy wyjątkowo akurat teraz wykazali się ciekawością i uważnie przyglądali się grupce wampirów.

- Myślisz, że tak po prostu bym cię tam zabiła tylko po to by moje martwe ciało leżało obok twojego? Nie jestem głupia. Ale też nie dam sobie odebrać podopiecznego tak jak ten staruch nie pozwala krzywdzić swoich podopiecznych. – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. – Sam masz dowód, że dla niego jesteście święci. Wiec nie miej mi za złe, że próbuję ratować Matta. –dodała i odwróciła się na pięcie by odejść. Poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Nie chciała płakać tu na ulicy ani przy nich jednak ktoś złapał ją za nadgarstek nie pozwalając odejść.

- Dziękuje. – powiedział Matt. Wzruszyła ramionami i próbowała wyrwać rękę ale trzymał ją mocno. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach. Chciała pobiec gdzieś gdzie nie znajdą jej przez pewien czas, by pomyć sam na sam ze swoimi myślami, by odpocząć. – Naprawdę dziękuje. Byłem o krok od śmierci, a ty mnie uratowałaś.

- To mój obowiązek. – załkała i odwróciła się do niego by wpaść w jego ramiona.

Chłopak był zaskoczony jej łzami tak samo jak reszta wampirów wraz z przechodniami. Jedyny tylko Nathan był wkurzony faktem, że jego ukochana wtula się i łka w ramiona innego. Puścił Maxa i upuścił sztylet wstając. Podszedł do pary i jednym ciosem powalił chłopaka na kolana. Luiza patrzyła zaskoczona jak jej podopieczny wije się z bólu.

- Nathan? – wyszeptała ledwie słyszalnie ale ten nie zwracał na nią uwagi.

- Masz nigdy więcej jej nie dotykać rozumiesz? – wywarczał przez zaciśnięte zęby. Jego oczy wręcz płonęły ze złości. – Ona należy tylko do mnie. To ja jestem jej narzeczonym i tylko ja mam prawo jej dotykać. A już niedługo będzie moją żoną i takim samym demonem jak ja. Jeszcze raz ją dotniesz i zabiję cię pomimo faktu, że łączy was jakaś więź. – dodał rzucając osłabione ciało Matta i spojrzał na Luizę. Dziewczyna skuliła się pod jego wzrokiem. Jeszcze nigdy go takiego nie widziała. Alicja podeszła do siostry i ścisnęła jej dłoń by dodać jej otuchy. – Idziemy albo obudzić Oliwię albo do mojego domu. Nie ma nic pomiędzy.

Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że rozumie i otarła ręką łzy. Patric kazał rozejść się przechodniom. Wszystko trwało tylko kilka sekund a Luiza czuła się bardziej zagubiona niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że Nathan może być zazdrosny. Wiedział, że go kocha i że będzie tylko jego. Ale nigdy nie osądziła by go o to, że może komuś zrobić krzywdę przez zazdrość. Spojrzała kontem oka na Matta, który był tak przestraszony, że nawet nie śmiał spojrzeć na nią.

- Jedźmy po Oliwię. – odpowiedziała spoglądając ostrożnie na Nathana. Wydawało się, że już ochłonął ale wolała nie ryzykować. W walce z nim była przegrana. Demony są dużo silniejsze od wampirów, a nawet od takich mutantów jak ona. – Zaraz potem udamy się do twojej matki na dokładne badania. – dodała próbując się uśmiechnąć.

Ruszyła przed siebie ukrywając się w tłumie z mętlikiem w głowie. Wiedziała, że będzie musiała porozmawiać z nim ale od teraz się go po prostu bała jak wszyscy inni. Kilka minut później jechali już dżipem bez dachu w kierunku pustyni. Kierowcą był Patric, który jechał bardzo szybko jakby go ktoś poganiał. Nathan wywołał aurę ponurego wykonywania jego zadań. Czuła, że wszyscy się go boją. Spojrzała na niego niepewnie.

- Wiesz, że nie musiałeś tego robić. – wyszeptała ledwie słyszalnie. Demon spojrzał na nią twardo. Dziewczyna pożałowała wypowiedzianych słów. Jedna rysy twarzy demona zmiękły i uśmiechnął się. Wyciągnął rękę by pogłaskać ją po policzku lecz ona odsunęła się ze strachem w oczach.

- Ty nie musisz się mnie bać. – powiedział dotykając jej policzka widząc jednak, że ona tego nie chce. – Musiałem to zrobić. Teraz każdy zna swoje miejsce. Nikt nie będzie pić twojej krwi ani cię poniżać. Nikomu już nie musisz służyć. Jesteś wolna skarbie. – odpowiedział.

- Wolna? Za cenę ich strachu? – zapytała kiwając głową w stronę ich towarzyszy.

- Nie długo będziesz wolna za cenę zostania moją żoną. Nie pozwolę by ktoś cię mi odebrał ani by ktoś tobą pomiatał. – odpowiedział. – To chyba normalne w związkach?

Dziewczyna nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok patrząc na krajobraz, który się zmieniał. Głośne miasto zostało za nimi. Teraz otaczały ich ruiny budynków, które kiedyś także należały do miasta. Jednak wybuchła epidemia wirusa, którego nikt nie znał. Ziemia się zmieniła. Opanowana wirusem musiała się przystosować. To właśnie wtedy słońce na zawsze zgasło. Po części było to dobre. Wirus nadzwyczajnie szybko rozwijał się w naturalnym świetle. Teraz światło naturalne wszędzie zastępowane jest przez te sztuczne ale nie znaczy to, że wirus został pokonany. Wielu ludzi zmieniło się w trędowate potwory żądne surowego mięsa, a jeszcze więcej ludzi umarło. Wywiązało się wiele wojen, głównie o przetrwanie. Cywilizacja upadła zostawiając po sobie marne resztki ale ludzie utworzyli kolonię w miejscach w których jeszcze dało się żyć. Nauka powoli odzyskiwała siłę i wiarę w wynalazki. Stworzono barierę, która nie pozwalała osobom zarażonym przeniknąć z zewnątrz. Luiza podejrzewała, że gdyby kiedyś ten system zawiódł i jakimś cudem do środka wdarła by się osoba zakażona w mieście wybuchła by panika. Wszystkie ważne osobistości kazały by zrównać z ziemią te miasto i ludzi w nim żyjących. Wcześniej jednak sami uratowali by swoje tyłki oraz pozwoliliby uciec wampirom, głownie z obaw o własne życie poza miastem. Wampiry służyły tu za armie zbrojną, która ma na celu chronić ludzi tylko dlatego, że właśnie wampiry były odporne na wirus. Nagle ruiny znikły zastąpione tonami żółtego piasku. Nie było tu gorąco tak jak na starych pustyniach. Jedyne w czym ta przestrzeń przypominała pustynie był sam piasek. Wirus przystosował się do warunków w których przyszło mu istnieć. Potwory zabijało tylko odcięcie głowy. Mogły długo czekać na świeże mięso, które mogło im się trafić. Dziewczyna wyjeżdżając na misje kilka razy była światkiem jak te bestie pożerają nawet wampiry. Nie był to przyjemny widok. Jeśli zyskają odpowiednia przewagę liczebną są w stanie pokonać nawet wampiry. Ale mimo wszystko ukryła ciało młodszej siostry poza barierą. Żadna jej siostra nie wie jak teraz wygląda świat. Luiza była zaskoczona jak łagodnie przyjęła to Alicja. Wszystkie uwielbiały przyrodę i świeże powietrze jednak w tym świecie już dawno tego nie ma. Zbliżali się już do celu podróży. Nawet nie zauważyła jak wyjechali poza barierę. Gdy samochód się zatrzymał wysiedli wszyscy. Byli przy starym budynku, który był nie duży ale wyglądał jakby miał się za chwilę zawalić. Alicja rozejrzała się.

- Ukryłaś ją w takim miejscu? – zapytała niedowierzając.

- Spokojnie. Gdybym nie miała pewności, że będzie tu bezpieczna przeniosłabym ją przecież. Wiesz, że wszystkie was kocham i nie dam was skrzywdzić. – odpowiedziała Luiza wchodząc do budynku.

W środku wyglądał zaskakująco dobrze. Ściany były solidne i nic nie wskazywało na to by budynek był w aż tak złym stanie jak wyglądał na zewnątrz. W pomieszczeniu nie było nic oprócz windy. Luiza przycisnęła przycisk i drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Wszyscy weszli do środka, drzwi się zamknęły i winda ruszyła w dół. Gdy już się zatrzymała i otworzyła wszyscy wyszli za Luizą. W tym pomieszczeniu było ciemno, bo oświetlała ją tylko lampa w której kończyła się nafta. Luiza podrzuciła w górę kulę ognia, która zapłonęła w jej dłoni. Na środku stał duży kufer, który trochę przypominał trumnę. Luiza podeszła do niego szeptając zaklęcie. Gdy otworzyła jego wieko wszyscy ujrzeli małą kopię Alicji skuloną i odzianą w białą sukienkę.

- Oto Oliwia, bliźniaczka Alicji. – powiedziała Luiza odsuwając się na bok.

piątek, 6 lutego 2015

-18-

Ścisnął jej rękę mocniej. Spojrzała w jego czerwone oczy i uśmiechnęła się szeroko. Wiedział, że cieszy się, że jest przy niej. Razem zawsze byli silniejsi i mało co mogło ich powstrzymać przed osiągnięciem ich celu. Dawno temu obiecali sobie, że razem przejdą przez wszystko i dotrzymywali tej obietnicy już prawie blisko wiek. Gdy Instytut więził ją i jej siostry szukał jakiegokolwiek sposobu by ją uwolnić. Wszystko jednak było tak dobrze utajone, że nikt o tym nie wiedział. A on czuł jej ból i strach. On wiedział co się z nią dzieje w każdej sekundzie. Jego matka próbowała powstrzymać działanie zaklęcia, które nałożyli na siebie gdy byli dziećmi, ale nic nie było w stanie tego zakończyć. Jemu to nie przeszkadzało. Dopóki czuł to co ona wiedział przynajmniej, że żyje i się nie poddaje. Nie mógł jej jednak namierzyć. Ludzie, którzy je torturowali by uzyskać o nich informacje, świetnie zamaskowali miejsce w którym je więzili. Gdyby mógł ją namierzyć zabrał by je stamtąd Nawet tego samego dnia w którym tam trafiły. Nigdy jednak nie wybaczył sobie, że zabrali jego ukochaną tuż spod jego boku. Była tylko kilka kilometrów dalej. W jednej sekundzie poczuł jak ogarnia go nagłe strach i panika. Gdy po piklu sekundach znalazł się w miejscu gdzie ostatnio ją wyczuł nie było już po nich żadnego śladu. Poczuł na policzku delikatny pocałunek i zamrugał powiekami zaskoczony.

- Nie możesz ciągle się tym zamartwiać. Jestem wolna i już nigdy nie pozwolę by komuś udało się porwanie mnie. – wyszeptała cicho patrząc mu w oczy i pogładziła go po policzku. Przytulił głowę do jej dłoni.

- Przepraszam. Gdybym nie pozwolił ci oddalić się tak daleko nie udało by się im cię porwać. – odpowiedział.

- Nie mogliśmy tego przewidzieć. Nie obwiniaj się o to.

- Przeze mnie musiałaś wycierpieć tam ponad rok. – powiedział odwracając wzrok. Nie potrafił patrzeć jej w oczy gdy rozmawiali o tym. Naprawdę obwiniał siebie o te zło, które ją tam spotkało.

- To nie twoja wina. Przestań obwiniać o to. Zresztą, jestem już wolna i to się nie zmieni. – odpowiedziała z pochmurną miną.
Lubił gdy się złościła. Jego zdaniem wyglądała wtedy tak słodko jak każda inna dziewczyna. Odkąd uwolniła się z Instytutu rzadko kiedy zachowywała się naturalnie. Cały czas była gotowa do ataku. Tak jakby wszędzie mogło grozić jej niebezpieczeństwo. Ze złością zacisnął zęby. Nagle z daleka usłyszeli wołanie. Oboje odwrócili głowy w kierunku skąd dochodziło wołanie. Z daleka machała im Alicja, która szła w towarzystwie chłopaków. Demon szybko pocałował dziewczynę w usta i oboje odwrócili się w stronę nadchodzącej grupy.

- Masz dobry humor. – powiedział ponuro Matt. Nathan spojrzał na niego krzywo. Nie podobał mu się ten chłopak. Musi później pogadać z nim na osobności.

- Ja też się cieszę, że cię widzę. – odpowiedziała Luiza i uśmiechnęła się szeroko. Każda chwila w której widział uśmiech jego ukochanej była dla niego czymś wyjątkowym. – Chodźmy. Im szybciej się z tym uwiniemy tym szybciej Alicja ucieszy się z odzyskania swojej drugiej połówki. – dodała i ruszyła w stronę drzwi. Na twarzy Alicji pojawił się uśmiech odsłaniający jej małe kły.

- Naprawdę zaraz potem udamy się wybudzić Oliwię?! – krzyknęła podbiegając do starszej siostry. Gdy Luiza przytaknęła głową podskoczyła wysoko ciesząc się jak małe dziecko z nowej zabawki. – Chodźcie, no chodźcie szybciej. – zaczęła poganiać pozostałych ciągnąc ich za ręce, a oni śmiali się z niej.

Luiza obiecała sobie, że nie pozwoli by komukolwiek z tej grupy stała się krzywda podczas tej podróży. Szli ciemnym korytarzem w ciszy. Nikt nie chciał się odzywać. Alicja ciągle cieszyła się z informacji, że udadzą się po jej siostrę, Matt wydawał się być obrażony, a Max ciągle wpatrywał się z nienawiścią w plecy Nathana, który nie puszczał dłoni Luizy. Nie podobało jej się zachowanie Maxa ale w tej chwili nie dużo mogła zmienić. Wiedziała, że gdyby Max rzucił się na jej narzeczonego on bez trudu by pokonał blondyna ale nie chciała by walczyli ze sobą w tym miejscu ani w tym wymiarze. Na szczęście po chwili znaleźli się przed drzwiami do komnaty Szczura. Luiza położyła dłoń na kamiennych drzwiach ale nie otworzyły się. Zdziwiona odwróciła się do pozostałych.

- Spróbujcie wy. Jesteście jego dziećmi. – zwróciła się do Maxa i Alicji.

Max jako dżentelmen pozwolił Alicji spróbować pierwszej. Drzwi drgnęły i otworzyły się. Pomieszczenie było jasno oświetlone. Wszyscy weszli do środka. Luiza rozejrzała się uważnie. Nie widziała nic podejrzanego. W głębi pokoju siedział Szczur. Gdy spojrzał na nich uśmiechnął się ohydnie.

- Witajcie moje dzieci. Podejdzie bliżej. – przywitał ich.

Max i Alicja podeszli do niego i złożyli pocałunek na jego prawej dłoni. Szczur nie miał zbyt wielu podopiecznych ale wszyscy musieli mu w ten sposób okazywać szacunek. Luiza i Patric ukłonili się przed nim. Matt w ślady za nimi też się ukłonił. Co prawda Luiza nie wyjaśniła mu jak ma się zachować ani co powiedzieć. Sam uznał, że lepiej będzie być cicho i nie zwracać na siebie uwagi. Nagle do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn, którzy szybko podeszli do siedzącego mężczyzny i tak samo jak Alicja i Max ucałowali jego prawą dłoń. Luiza usłyszała jak Matt nagle wciąga powietrze. Odwróciła się i spojrzała na niego. Chłopak wykorzystał chwile gdy ci dwaj mężczyźni składali raport Szczurowi i zbliżył się do Luizy.

- To oni chcieli mnie wtedy dorwać. – wyszeptał jej do ucha nie spuszczając dwóch mężczyzn z oka.

Luiza przyjrzała się im oraz Szczurowi. Ich pan wyglądał na zadowolonego i patrzył ciągle na jej podopiecznego. Max i Alicja podeszli do niej stając po jej lewej stronie. Gdy mężczyźni skończyli składać raport Szczur kazał im ustać z boku oraz pozwolił przemówić Luizie.

- Panie, chciałabym ci przedstawić mojego podopiecznego. – powiedziała poważnym tonem głosu.

- To twoja pierwsza osoba, którą przemieniłaś, prawda? – zapytał zaciekawiony.

- Tak. – odpowiedziała dziewczyna. – Chciałam ci też przedstawić mojego narzeczonego. – dodała dotykając ramienia Nathana.

- Ciekawe. Związałaś się z demonem. – podsumował Szczur ale nie spuścił wzroku z Matta. – Mam jednak dla ciebie przykrą wiadomość . – dodał przenosząc wzrok na dziewczynę. – Twój podopieczny jest osobą bardzo przez kogoś poszukiwaną. I niestety ja dostarczę go tej osobie. – wyjaśnił. – bierzcie go. – rozkazał dwójce mężczyzn, którzy w jednej sekundzie znaleźli się przy chłopaku unieruchamiając go. Matt spojrzał przerażony na Luizę. Dziewczyna zacisnęła zęby.

- Nie pozwolę ci go zabrać nigdzie. – wywarczała. Szczur zaśmiał się.

- A czym mnie powstrzymasz? – zapytał z ironią w głosie. – Jestem twoim panem. Wykonasz każdy mój rozkaz.

- Kochasz swoje dzieci, prawda? – zapytała go z uśmiechem i podeszła do Maxa stając za jego plecami kładąc rękę na jego ramieniu. – Szczególnie go. Nie pozwolisz by coś mu się stało, prawda? – powiedziała po czym wbiła rękę w jego klatkę w miejsce gdzie znajduje się serce. Max otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. Szczur przestał się uśmiechać. – Zostaw Matta. On należy do mnie. – wywarczała. Szczur zastanowił się chwilę nad tym. – I nie ścigaj go już nigdy więcej. Wiesz, że Max wybiera się ze mną po moje siostry więc zawsze będę miała go pod ręką by wyrwać mu serce i wysłać je tobie na pamiątkę. – dodała. Była prawie pewna, że to zadziała na niego. Szur cenił każde swoje dziecko i każde z osobna było dla niego cenne.

- Puśćcie go. – rozkazał dwójce, która natychmiast wykonała rozkaz ich ojca. Luiza także puściła Maxa, który opadł na ziemię.

- Dziękuję. – powiedziała Luiza, ukłoniła się i oblizała palce z krwi.

- Kiedyś poniesiesz kare za swoje czyny. – wywarczał niezadowolony Szczur. – Rozumiem, że w tym składzie wyruszacie po twoje siostry?

- Tak. – odpowiedziała. – Wyruszamy już dziś.

- Mam nadzieję, że niedługo wrócicie cali i zdrowi w powiększonym składzie. – powiedział Szczur siląc się na miły ton głosu.Luiza zdawała sobie sprawę, że swoim czynem wyprowadziła go z równowagi. Wiedziała jednak, że Szczur nie ma na swoich usługach żadnego demona, który mógłby ich śledzić w ich podróży między wymiarami, a osób które mogą robić to bez przerwy jest zbyt mało by ryzykować ich życie. – Idźcie już. Poczekajcie tylko, aż Max poczuje się lepiej i wyruszajcie w podróż. – pożegnał ich.

Patric podjął się zadania, że poniesie Maxa do chwili aż będzie mógł iść samodzielnie i wszyscy wyszli z pomieszczenia. Luiza spojrzała na blondyna. Widziała w jego oczach nienawiść. Wiedziała, że później go przeprosi ale zdawała sobie też sprawę z tego, że może jej nie wybaczyć. W tej chwili jednak liczyło się to by jak najszybciej opuścić ten budynek i wyruszyć na pustynie.