Słyszała szum drzew i czuła ciepły letni wiatr na
skórze. Słońce raziło ją od czasu do czasu nawet gdy miała zamknięte oczy. Gdy
je otworzyła ujrzała przejrzysty błękit nieba. Nie było ani jednej chmurki.
Spojrzała na chłopca, który leżał obok niej. Czuła jak ściska jej dłoń.
Ich ciała należały do 8 lub 9 letnich dzieci, oboje jednak byli dużo starsi.
- Wiedźma. – szepnął chłopiec po czym otworzył
oczy i spojrzał na nią. – Podglądasz.
Jego czarne włosy lekko opadały na czerwone oczy
nawet gdy leżał. Zarówno oczy jak i włosy kontrastowały z jasną nieskazitelną
karnacją. Dziewczynka pokazała mu język i usiadła. Jej długie czarne włosy
zafalowały pod nagłym ruchem.
- Nie lubię gdy mnie tak nazywasz. – wyszeptała i
odwróciła twarz w kierunku nieba.
- Ja nie wstydzę się tego, że jestem demonem. –
powiedział chłopiec podnosząc rękę i oplatając sobie wokół palca kosmyk jej
włosów.
- Nie twierdzę, że wstydzę się swojego rodzaju.
Nie lubię być nazywana wiedźmą. – odpowiedziała dziewczynka.
- Wiedźmy to inaczej czarownice. Mama mi to
mówiła. – powiedział i usiadł razem z nią wpatrując się w niebo. Spojrzał na
jej twarz. Brązowe oczy lśniły odbijając promienie słoneczne, a na blade
policzki wypełzał rumieniec. Chłopiec uśmiechnął się.
- Zawsze będziemy tak rozmawiać? – zapytała go
nagle dziewczynka patrząc mu w oczy.
- Obiecuję, że zawsze. Twoim jedynym zadaniem
jest dorosnąć i niczym się nie martwić. – odpowiedział mocniej ściskając jej
dłoń którą cały czas trzymał.
- Ty też musisz dorosnąć. – zaśmiała się.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, tak samo jak
w noc gdy rzucili na siebie zaklęcie. Znali się od najmłodszych lat. Ich matki
się przyjaźniły. Nagle oboje usłyszeli swoje imiona. Dziewczyna przeniosła
wzrok na coś za nim więc odwrócił głowę. Z daleka biegły 4 dziewczynki mniej
więcej w ich wieku. Ich ciała też były młode choć każda z nich była starsza. Na
przedzie biegła dziewczyna identyczna w prawie każdym szczególe do tej, która
siedziała przy nim. Jedyną różnicą były oczy, które były tak samo zielone jak trawa
na której jeszcze przed chwilą leżeli. Za nią biegły jego siostry. Każda miała
czerwone oczy i długie czarne włosy.
- No i nas znaleźli. – zaśmiała się dziewczyna za
jego plecami.
- Luiza! – krzyknęła jej bliźniaczka o zielonych
oczach. Lizi wstała i pomachała do niej.
- Nathan! – krzyknęły chórem jego młodsze
siostry. Gdy wszystkie już dobiegły do nich usiadły by odpocząć.
- Co się stało? – zapytała Luiza podchodząc do
swojej bliźniaczki. Chłopak patrzył na każdy ruch brązowookiej dziewczyny.
Gdyby nie różniły się kolorem oczu zawszy mylił by ją z Elizą.
- Szukałyśmy was. – wydyszała i złapała ją za
rękę gwałtownie ciągnąc w kierunku z którego przybiegła. Luiza jednak jeszcze
zanim ruszyła potknęła się i prawie upadła na ziemię. Chłopak złapał ją zaraz
przed ziemią. Nathan spojrzał na Elizę gromiąc ją wzrokiem.
- Przepraszam. – bąknęła ale w jej głosie nie
było słychać skruchy. – Mama wróciła. – dodała patrząc na swoją siostrę.
- Nic ci nie jest? – zapytał chłopiec Luizę.
Kiwnęła powoli głową. Wyglądała na zaskoczoną i chłopiec nie był tym zdziwiony.
Ich matka dość często znikała gdzieś zostawiając ją i jej siostry u niego w
domu. Nie miał jej tego za złe. Wręcz przeciwnie, bardzo cieszył się z czasu
spędzonego z dziewczynkami ale uważał to za dziwne.
– Ok. Wrócimy tam szybszym sposobem. – stwierdził
stawiając na nogi Luizę, na której twarzy pojawił się grymas słysząc te słowa.
– Nie bój się. Pomogę ci się później pozbierać.
Jako jedyna z 8 dziewczynek nie lubiła tego
sposobu przemieszczania się. Wszyscy ustawili się za Nathanem, który trzymał za
rękę Lizi. Eliza patrzyła na to z niezadowoleniem. Chłopiec uniósł wolną dłoń
przed siebie i wyszeptał coś. Pod ich nogami rozciągnął się pentagram w okręgu,
który Luiza znała doskonale. Używała go do wielu zaklęć. Linie świeciły się
czerwienią jak oczy Nathana. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Światło
rozbłysło jaśniej po czym znikli nagle pozostawiając za sobą ciszę i spokój.
****
W pomieszczeniu było względnie ciemno. Jedyne
światło dawała kula ognia zawieszona nad dwoma dziewczynkami siedzącymi w kącie
białego pokoju.
-Nikt nie przyjdzie? – zapytała jedna z
dziewczynek. Jej bliźniaczka spojrzała w jej zielone oczy.
- Jest noc. – szepnęła. – A nawet jeśli przyjdą
obronię cię. – dodała.
Zielonooka dziewczynka kiwnęła głową, jednak nie
wydawała się przekonana.
- Nie bój się Eliza. Wszystko będzie dobrze.
Przecież sama mnie o to prosiłaś. – pocieszyła ją dalej siostra.
- A ty tego chcesz? – spytała ją nagle.
Dziewczyna zawahała się chwilę.
- Zrobię dla ciebie wszystko. – odpowiedziała
stanowczo i odwróciła wzrok.
Tak naprawdę nie do końca tego chciała. Dużo by
dała żeby znaleźć się daleko stąd. Konkretnie chciała znaleźć się przy kimś na
kim bardzo jej zależy. W pamięci przywołała obraz małego chłopca o czerwonych
włosach z włosami czarnymi jak noc. Ostatnio gdy go widziała był trochę wyższy od
niej. Wyrósł już z tego chłopca, z którym rzucała zaklęcie, którego oboje nie
do końca rozumieli. Mimo upływu lat nie cofnęli go i wiedziała, że nigdy nie
będzie chciała tego zrobić.
- Znów o nim myślisz. – powiedziała z wyrzutem
jej siostra wytrącając ją ze wspomnień.
- Dlaczego go nie lubisz?- zapytała ze złością w
głosie.
- Bo uważam, że Nathan nie jest kimś dla ciebie.
To demon. – odpowiedziała mrużąc zielone oczy.
- A ja jestem bestią ale mnie jakoś nie
nienawidzisz tak jak jego. – stwierdziła warcząc.
- Wcale nie jesteś bestią. Bestie nie bronią
nikogo prócz siebie. – odpowiedziała jej szybko.
- Dość. – powiedziała. – Zróbmy to co mamy zrobić
i miejmy to już za sobą. – dodała.
- Luiza… - zaczęła ale urwała widząc wyraz jej
twarzy.
Jej brązowe oczy zaczęły błyszczeć od
napływających łez. Eliza szybko złapała jej dłonie i kiwnęła na znak, że jest gotowa. Luiza opanowała łzy i zaczęła szeptać szybko zaklęcie. Nie była go
do końca pewna ale wydawało jej się, że zna je na pamięć. Gdy skończyła
spojrzała na siostrę.
- Teraz ta bolesna część rytuału.
Eliza kiwnęła głową. Obie się bały. Ich ciała
szybko się uleczą gdy już skończą ale nic nie uśmierzy bólu.
- Jestem gotowa. – szepnęła zielonooka.
Trzymały się za lewe ręce. Prawe dłonie położyły
na policzka drugiej. Na umówiony znak obie zaczęły wydłubywać sobie po jednym
oku. Luiza chciała uwolnić bliźniaczkę od widzenia przyszłości i przeszłości
prawie każdej osoby na która spojrzy. Wymagało to jednak wymiany jednym okiem.
Czuła narastający ból i krew płynącą po policzku. Wiedziała, że jej siostra
czuje taki sam ból ale nie mogły przerwać. Pozbawiała ją właśnie prawego oka, a
ona właśnie wyjęła lewe oko Luizy. Normalny człowiek już dawno by zemdlał.
Widziała jak po lewym policzku jej siostry płyną łzy. Ona sama jednak nie
płakała mimo bólu. Szybko włożyła zielone oko do pustego oczodołu zostawiając
teraz resztę jej ciału. Muszą teraz obje odpocząć. Spojrzała na Elizę, która
także już skończyła. Dziwnie się czuła widząc brązowe oko u swojej siostry.
- Teraz jesteśmy identyczne. – szepnęła Eliza i
uśmiechnęła się.
Rzeczywiście. Ich prawe oczy są brązowe, a lewe
zielone. Luiza lekko się uśmiechnęła. Dziewczyny zgasiły kulę ognia i położyły
się spać. Lizi nie mogła jednak zasnąć. Myślała o Nathanie. Tęskniła za nim. I
miała nadzieję, że wkrótce pomoże się jej stąd wydostać. Spojrzała na Elizę,
która już spała. Wiedziała, że Nathanowi nie spodoba się jej zmiana w oczach.
Będzie się musiał jednak z tym pogodzić. Z tą myślą ułożyła się wygodnie i
zamknęła oczy by zasnąć.