piątek, 6 lutego 2015

-18-

Ścisnął jej rękę mocniej. Spojrzała w jego czerwone oczy i uśmiechnęła się szeroko. Wiedział, że cieszy się, że jest przy niej. Razem zawsze byli silniejsi i mało co mogło ich powstrzymać przed osiągnięciem ich celu. Dawno temu obiecali sobie, że razem przejdą przez wszystko i dotrzymywali tej obietnicy już prawie blisko wiek. Gdy Instytut więził ją i jej siostry szukał jakiegokolwiek sposobu by ją uwolnić. Wszystko jednak było tak dobrze utajone, że nikt o tym nie wiedział. A on czuł jej ból i strach. On wiedział co się z nią dzieje w każdej sekundzie. Jego matka próbowała powstrzymać działanie zaklęcia, które nałożyli na siebie gdy byli dziećmi, ale nic nie było w stanie tego zakończyć. Jemu to nie przeszkadzało. Dopóki czuł to co ona wiedział przynajmniej, że żyje i się nie poddaje. Nie mógł jej jednak namierzyć. Ludzie, którzy je torturowali by uzyskać o nich informacje, świetnie zamaskowali miejsce w którym je więzili. Gdyby mógł ją namierzyć zabrał by je stamtąd Nawet tego samego dnia w którym tam trafiły. Nigdy jednak nie wybaczył sobie, że zabrali jego ukochaną tuż spod jego boku. Była tylko kilka kilometrów dalej. W jednej sekundzie poczuł jak ogarnia go nagłe strach i panika. Gdy po piklu sekundach znalazł się w miejscu gdzie ostatnio ją wyczuł nie było już po nich żadnego śladu. Poczuł na policzku delikatny pocałunek i zamrugał powiekami zaskoczony.

- Nie możesz ciągle się tym zamartwiać. Jestem wolna i już nigdy nie pozwolę by komuś udało się porwanie mnie. – wyszeptała cicho patrząc mu w oczy i pogładziła go po policzku. Przytulił głowę do jej dłoni.

- Przepraszam. Gdybym nie pozwolił ci oddalić się tak daleko nie udało by się im cię porwać. – odpowiedział.

- Nie mogliśmy tego przewidzieć. Nie obwiniaj się o to.

- Przeze mnie musiałaś wycierpieć tam ponad rok. – powiedział odwracając wzrok. Nie potrafił patrzeć jej w oczy gdy rozmawiali o tym. Naprawdę obwiniał siebie o te zło, które ją tam spotkało.

- To nie twoja wina. Przestań obwiniać o to. Zresztą, jestem już wolna i to się nie zmieni. – odpowiedziała z pochmurną miną.
Lubił gdy się złościła. Jego zdaniem wyglądała wtedy tak słodko jak każda inna dziewczyna. Odkąd uwolniła się z Instytutu rzadko kiedy zachowywała się naturalnie. Cały czas była gotowa do ataku. Tak jakby wszędzie mogło grozić jej niebezpieczeństwo. Ze złością zacisnął zęby. Nagle z daleka usłyszeli wołanie. Oboje odwrócili głowy w kierunku skąd dochodziło wołanie. Z daleka machała im Alicja, która szła w towarzystwie chłopaków. Demon szybko pocałował dziewczynę w usta i oboje odwrócili się w stronę nadchodzącej grupy.

- Masz dobry humor. – powiedział ponuro Matt. Nathan spojrzał na niego krzywo. Nie podobał mu się ten chłopak. Musi później pogadać z nim na osobności.

- Ja też się cieszę, że cię widzę. – odpowiedziała Luiza i uśmiechnęła się szeroko. Każda chwila w której widział uśmiech jego ukochanej była dla niego czymś wyjątkowym. – Chodźmy. Im szybciej się z tym uwiniemy tym szybciej Alicja ucieszy się z odzyskania swojej drugiej połówki. – dodała i ruszyła w stronę drzwi. Na twarzy Alicji pojawił się uśmiech odsłaniający jej małe kły.

- Naprawdę zaraz potem udamy się wybudzić Oliwię?! – krzyknęła podbiegając do starszej siostry. Gdy Luiza przytaknęła głową podskoczyła wysoko ciesząc się jak małe dziecko z nowej zabawki. – Chodźcie, no chodźcie szybciej. – zaczęła poganiać pozostałych ciągnąc ich za ręce, a oni śmiali się z niej.

Luiza obiecała sobie, że nie pozwoli by komukolwiek z tej grupy stała się krzywda podczas tej podróży. Szli ciemnym korytarzem w ciszy. Nikt nie chciał się odzywać. Alicja ciągle cieszyła się z informacji, że udadzą się po jej siostrę, Matt wydawał się być obrażony, a Max ciągle wpatrywał się z nienawiścią w plecy Nathana, który nie puszczał dłoni Luizy. Nie podobało jej się zachowanie Maxa ale w tej chwili nie dużo mogła zmienić. Wiedziała, że gdyby Max rzucił się na jej narzeczonego on bez trudu by pokonał blondyna ale nie chciała by walczyli ze sobą w tym miejscu ani w tym wymiarze. Na szczęście po chwili znaleźli się przed drzwiami do komnaty Szczura. Luiza położyła dłoń na kamiennych drzwiach ale nie otworzyły się. Zdziwiona odwróciła się do pozostałych.

- Spróbujcie wy. Jesteście jego dziećmi. – zwróciła się do Maxa i Alicji.

Max jako dżentelmen pozwolił Alicji spróbować pierwszej. Drzwi drgnęły i otworzyły się. Pomieszczenie było jasno oświetlone. Wszyscy weszli do środka. Luiza rozejrzała się uważnie. Nie widziała nic podejrzanego. W głębi pokoju siedział Szczur. Gdy spojrzał na nich uśmiechnął się ohydnie.

- Witajcie moje dzieci. Podejdzie bliżej. – przywitał ich.

Max i Alicja podeszli do niego i złożyli pocałunek na jego prawej dłoni. Szczur nie miał zbyt wielu podopiecznych ale wszyscy musieli mu w ten sposób okazywać szacunek. Luiza i Patric ukłonili się przed nim. Matt w ślady za nimi też się ukłonił. Co prawda Luiza nie wyjaśniła mu jak ma się zachować ani co powiedzieć. Sam uznał, że lepiej będzie być cicho i nie zwracać na siebie uwagi. Nagle do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn, którzy szybko podeszli do siedzącego mężczyzny i tak samo jak Alicja i Max ucałowali jego prawą dłoń. Luiza usłyszała jak Matt nagle wciąga powietrze. Odwróciła się i spojrzała na niego. Chłopak wykorzystał chwile gdy ci dwaj mężczyźni składali raport Szczurowi i zbliżył się do Luizy.

- To oni chcieli mnie wtedy dorwać. – wyszeptał jej do ucha nie spuszczając dwóch mężczyzn z oka.

Luiza przyjrzała się im oraz Szczurowi. Ich pan wyglądał na zadowolonego i patrzył ciągle na jej podopiecznego. Max i Alicja podeszli do niej stając po jej lewej stronie. Gdy mężczyźni skończyli składać raport Szczur kazał im ustać z boku oraz pozwolił przemówić Luizie.

- Panie, chciałabym ci przedstawić mojego podopiecznego. – powiedziała poważnym tonem głosu.

- To twoja pierwsza osoba, którą przemieniłaś, prawda? – zapytał zaciekawiony.

- Tak. – odpowiedziała dziewczyna. – Chciałam ci też przedstawić mojego narzeczonego. – dodała dotykając ramienia Nathana.

- Ciekawe. Związałaś się z demonem. – podsumował Szczur ale nie spuścił wzroku z Matta. – Mam jednak dla ciebie przykrą wiadomość . – dodał przenosząc wzrok na dziewczynę. – Twój podopieczny jest osobą bardzo przez kogoś poszukiwaną. I niestety ja dostarczę go tej osobie. – wyjaśnił. – bierzcie go. – rozkazał dwójce mężczyzn, którzy w jednej sekundzie znaleźli się przy chłopaku unieruchamiając go. Matt spojrzał przerażony na Luizę. Dziewczyna zacisnęła zęby.

- Nie pozwolę ci go zabrać nigdzie. – wywarczała. Szczur zaśmiał się.

- A czym mnie powstrzymasz? – zapytał z ironią w głosie. – Jestem twoim panem. Wykonasz każdy mój rozkaz.

- Kochasz swoje dzieci, prawda? – zapytała go z uśmiechem i podeszła do Maxa stając za jego plecami kładąc rękę na jego ramieniu. – Szczególnie go. Nie pozwolisz by coś mu się stało, prawda? – powiedziała po czym wbiła rękę w jego klatkę w miejsce gdzie znajduje się serce. Max otworzył szerzej oczy z zaskoczenia. Szczur przestał się uśmiechać. – Zostaw Matta. On należy do mnie. – wywarczała. Szczur zastanowił się chwilę nad tym. – I nie ścigaj go już nigdy więcej. Wiesz, że Max wybiera się ze mną po moje siostry więc zawsze będę miała go pod ręką by wyrwać mu serce i wysłać je tobie na pamiątkę. – dodała. Była prawie pewna, że to zadziała na niego. Szur cenił każde swoje dziecko i każde z osobna było dla niego cenne.

- Puśćcie go. – rozkazał dwójce, która natychmiast wykonała rozkaz ich ojca. Luiza także puściła Maxa, który opadł na ziemię.

- Dziękuję. – powiedziała Luiza, ukłoniła się i oblizała palce z krwi.

- Kiedyś poniesiesz kare za swoje czyny. – wywarczał niezadowolony Szczur. – Rozumiem, że w tym składzie wyruszacie po twoje siostry?

- Tak. – odpowiedziała. – Wyruszamy już dziś.

- Mam nadzieję, że niedługo wrócicie cali i zdrowi w powiększonym składzie. – powiedział Szczur siląc się na miły ton głosu.Luiza zdawała sobie sprawę, że swoim czynem wyprowadziła go z równowagi. Wiedziała jednak, że Szczur nie ma na swoich usługach żadnego demona, który mógłby ich śledzić w ich podróży między wymiarami, a osób które mogą robić to bez przerwy jest zbyt mało by ryzykować ich życie. – Idźcie już. Poczekajcie tylko, aż Max poczuje się lepiej i wyruszajcie w podróż. – pożegnał ich.

Patric podjął się zadania, że poniesie Maxa do chwili aż będzie mógł iść samodzielnie i wszyscy wyszli z pomieszczenia. Luiza spojrzała na blondyna. Widziała w jego oczach nienawiść. Wiedziała, że później go przeprosi ale zdawała sobie też sprawę z tego, że może jej nie wybaczyć. W tej chwili jednak liczyło się to by jak najszybciej opuścić ten budynek i wyruszyć na pustynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz