środa, 14 maja 2014

-6-

Ostre światło jarzeniówek wpychało się pod powieki dziewcząt. Białe ściany bez okien otaczały je już prawie od zawsze. Przy dwóch przeciwległych ścianach znajdowały się dziewczynki. Nie były za wysokie, a ich ciała były drobne. Ich ręce przykute były na tyle wysoko by mogły stać na własnych nogach. Jednak w tej chwili obie zwisały nieprzytomne. Czarne proste włosy opadały im na ramiona zasłaniając twarze. Na sobie miały tylko białe sukienki na cienkich ramiączkach sięgające im troszkę za połowę uda. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju weszła trójka mężczyzn w białych kitlach. Spojrzeli na nieprzytomne dziewczyny z uśmiechem. Jeden z nich podszedł do jednej i uniósł jej głowę go góry chwytając za jej podbródek.

- Pora na pobudkę maleńka. - powiedział po czym cofnął rękę. 

Jej głowa opadła gwałtownie. Dziewczyna zamruczała coś i podniosła powoli głowę. Jej zaspane oczy mrugały przez ostre światło. Jednak gdy rozpoznała twarz mężczyzny otworzyły się szeroko. W jej ciemnych oczach widniał strach. Poderwała całe ciało by podjąć próbę ucieczki lecz nie pozwoliły jej na to ręce przykute do ściany metalowymi kajdanami. Mężczyznę ucieszył ten widok. Uśmiechnął się szerzej i przeszedł kawałek w bok by mogła spojrzeć przed siebie. Przed nią wisiała jej ukochana siostra. Była jeszcze nieprzytomna.

- Dzień dobry Luizo. - powiedział jeden z trzech mężczyzn, którego też rozpoznała. 

Miał kasztanowe włosy, a na nosie okulary. Dziewczyna rozejrzała się jeszcze po pokoju. Mężczyzna, który ją obudził podszedł teraz do jej siostry. Luiza szarpała się chwilę ale nie mogła się uwolnić by pomóc siostrze. Wiedziała, że ją skrzywdzą, jednak nie mogła nic zrobić przez skute ręce.

- Nie waż się jej dotknąć. - warknęła by zwrócić na siebie jego uwag ę. Musiała zrobić wszystko by chociaż opóźnić cierpienie jej bliźniaczki. Mężczyzna odwrócił się do niej tak jak tego chciała.

- A co mi zrobisz tym razem? -  zapytał z kpiną w głosie. - Przykuta raczej niewiele. - odpowiedział na swoje pytanie i zaśmiał się okropnie. Jego prawy policzek zdobiła paskudna blizna po ostrym pazurze Luizy.

- Nie możemy sobie pozwolić by to znów się powtórzyło. - odezwał się ten w okularach. Luiza doskonale to pamiętała i cieszyła, że to się stało.

- Pora się zabawić. - mężczyzna z blizną podniósł do góry twarz nieprzytomnej dziewczynki. Jej oczy otworzyły się powoli...


 ***

Otworzyła oczy nagle. Jej oddech przyspieszył przez strach. Rozejrzała się wokoło. Pokój w niczym nie przypominał tego, w którym była w śnie. Nie było białych ścian ani ostrego światła. I były okna. Luiza szybko wstała i otworzyła je. Odetchnęła z ulgą. Chłodne powietrze pomogło jej się uspokoić. Spojrzała na zegar. Było krótko przed północą. Przespała cały dzień. Nagle dotarło do niej, że w korytarzu ktoś się kłóci. Słyszała poniesiony głos Paula. Głos należący do drugiej osoby też był jej znajomy lecz nie mogła sobie przypomnieć do kogo może należeć. Na dodatek kłótnia dotyczyła jej osoby. Założyła szybko opaskę na oko oraz szlafrok. Otworzyła drzwi dzielące ją od korytarza. Paul spojrzał na nią. Jej potargane włosy wskazywały na to, że dopiero się obudziła. 

- Gratuluję. Dopiąłeś swego. Już nie śpi. - rzucił zdenerwowany Paul. Luiza spojrzała na osobę stojącą w drzwiach. Stał w nich chłopak, który pozwolił jej się napić swojej krwi. Ten o którym myślała przed snem.

- Czy mogę teraz wejść? - zapytał Paula. Wyglądał na zadowolonego. Luiza pamiętając ich pierwsze spotkanie spięła mięśnie i ruszyła do niego. Chłopak widząc jej wyraz twarzy cofnął się o krok i wyciągnął przed siebie ręce. - Spokojnie. Chce z tobą pogadać. Nie tak jak wczoraj.

Paul spojrzał na nią i położył jej rękę na ramieniu by ją trochę uspokoić. Luiza zatrzymała się. 

- To na nim się wczoraj karmiłam. - wywarczała.

- Czego od niej chcesz w zamian? Pieniędzy? Mogę wypisać ci czek. - zapytał chłopaka. 

Sam stanął blisko Luizy by w razie czego szybko zareagować na jej gniew. Rzadko kiedy panowała nad tym uczuciem oraz nad swoimi czynami gdy ktoś ją wkurzył.

- Nie potrzebuję pieniędzy. Ona już zna moje pragnienie. - odpowiedział patrząc twardo na Lizi. W jego oczach zauważyła cień nadziei, że się zgodzi. On na prawdę tego chciał.

- Chce bym go przemieniła.

Między trójką zapadła chwila milczenia. Paul przyjrzał się młodemu mężczyźnie. Był tej samej wysokości i mniej więcej tej samej budowy ciała co on sam. Jego skóra była opalona. Na rękach można było zauważyć wiele jasnych blizn.

- Wejdź. - zaprosił go i przesunął się. Chłopak wszedł szybko, a on zamknął za nim drzwi.

- Paul?! Po co go wpuściłeś? - zapytała zaskoczona Luiza.

- Musisz go przemienić. - odpowiedział idąc do salonu. Luiza poszła za nim.

- Doskonale wiesz, że tego nie zrobię. Znasz cały przebieg przemiany. Nie zamknę się z nim na ten czas. Mam coś do zrobienia. Muszę kogoś znaleźć.

- Zrobisz to. Piłaś jego krew. - powiedział twardo. Usiadł na jednym z foteli i spojrzał na nią. - Zaproś go by usiadł.

Luiza była wściekła. Zacisnęła ręce w pięści i odwróciła się do chłopaka.

- Zabiję cię. - wywarczała przez zaciśnięte zęby. Chłopak przeszedł obok niej z uśmiechem.

- Wiem to. - opowiedział i usiadł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz