Szła ciemnym korytarzem. Wycie
wiatru nie ustawało. Świat nad powierzchnią siedziby Szczura był dziś zimny i
pogrążony w ciemności. Dziewczyna spojrzała na swój zegarek. Dochodziła godzina
13. Szczur musiał być w podłym nastroju skoro wszędzie panowała ciemność. Miał
swoje humory. Luiza nie widziała go od
momentu gdy dowiedziała się, że jej siostra jest wampirem. Swoją drogą
zastanawiała się jak Alicja radzi sobie
z podporządkowaniem się swojemu panu. Szczur na pewno zabezpieczył się przed
jej mocą. Nagle zaczęła myśleć o jej przyszłym podopiecznym. Matt nie odzywał
się już 3 dni. Miał co prawda sprawdzić kilka rzeczy ale nie myślała, że zajmie
mu to tak długo. Chyba, że się rozmyślił. Bez pracy, nie mając co robić,
siedziała w domu lub bibliotece i studiowała księgi. Nauczyła się kilku zaklęć,
które mogą jej pomóc osiągnąć jej cel. Kilka też zapisała sobie na kartce.
Spróbuje pomóc Matowi przejść przez przemianę w miarę bezboleśnie, choć ona
sama męczyła się z bólem kilka dni, które nieubłaganie się wtedy dłużyły.
Powoli idąc korytarzem zbliżała się do kresu swej dzisiejszej podróży. Nie
chciała się śpieszyć. A nawet nie bardzo chciała tu być. Powinna w tej
chwili szukać osoby, którą kocha ponad własne życie. Jej bliźniaczka jest
gdzieś tam i czeka na nią. Problem polega na tym, że Luiza nie ma pojęcia gdzie
ona jest. Poszukiwania nie przynoszą żadnych efektów. Stanęła przed drzwiami i
odetchnęła głęboko. Nacisnęła na klamkę i weszła do pomieszczenia oświetlonego
kilkoma kulami ognia. W środku był już Paul i Patric oraz Alicja wraz z Maxem.
Do rzucenia zaklęcia potrzebna była jej siostra. Co prawda nienawidziła Maxa
ale skoro mają razem pracować postanowiła, że na niego także nałoży zaklęcie.
- Witaj siostrzyczko. –
przywitała się Alicja.
Na jej twarzy widniał szeroki dziecięcy uśmiech.
Wiedziała dlaczego Luiza zebrała tu wszystkich. Nie chciała stawiać żadnych
oporów. Wiedziała, że to konieczne.
- Macie to o co was prosiłam? –
zapytała Luiza nie witając się z nikim.
Jej humor odleciał wraz z momentem gdy
zaczęła myśleć o swojej rodzinie.
- Mamy świecę oraz białą kredę.
– odpowiedział Paul.
- Przyniosłam też sól. – dodała
Alicja. Już nie wyglądała jak dziecko. – Wzmocni zaklęcie.
Luiza spojrzała na nią. Lubiła
bawić się swoimi obliczami ale w tej chwili była poważna.
- Dobrze. Trzeba narysować
pentagram. – powiedziała i wzięła od Paula kredę.
Pomieszczenie nie było zbyt
duże ale figura wyszła dość duża by dać im swobodę. Dziewczyny ustawiły świecę
w środku każdego ramienia gwiazdy.
- Nie mamy czym ich zapalić. –
wtrącił szybko Max. Alicja spojrzała na niego i wybuchła śmiechem.
- Mamy. – powiedziała Luiza.
Podniosła dłoń do góry, a w jej wnętrzu zabłysła kula ognia. Rzuciła ją przed
siebie, a ta rozdzieliła się na kilka mniejszych i podążyły do świec podpalając
ich knoty. Alicja opanowała swój śmiech. Zamknęła oczy po czym podniosła ręce
do góry. Pod sufitem zawisły dziesiątki ognistych kul. Max cofnął się w kąt
przestraszony. Paul i Patric nie bali się ognia, ponieważ już dawno ich
przyjaciółka nałożyła na nich zaklęcie obronne. Luiza podeszła do blondyna.
- Zdejmij koszulę. – rozkazała
mu.
Chłopak patrzył na nią przez chwilę i zastanawiał się co chce mu zrobić.
–
Nie skrzywdzę cię. – dodała. Max rozpiął koszule.
Luiza zrzuciła ją z niego i
spojrzała na jego skórę.
- Nałożę na ciebie zaklęcie. Nie
będziesz już się bać ognia. – szepnęła.
Max spojrzał na jej twarz. Była
w tej chwili spokojna. I piękna. Zawsze mu się podobała dlatego jej dokuczał.
Jak widać wybrał złą drogę do jej serca. Znienawidziła go za to więc on też udawał, że jej nienawidzi. Zabawiał
się innymi wampirzycami, a czasami nawet ludzkimi dziewczętami. Zdawał sobie
sprawę z tego, że im się podoba i wykorzystywał to. Był chroniony faktem, że
przemienił go najstarszy wampir w tej kolonii więc nic mu nie groziło. Lecz
niczego tak nie pragnął jak tej właśnie dziewczyny z opaską na oku, która
właśnie w tej chwili przed nim stała. Pogrążony w swych myślach podniósł dłoń
chcąc pogładzić jej policzek. Nagle poczuł
jak jego plecy uderzają o ścianę, a przy gardle poczuł chłodny metal.
- Zaklęcie wymaga wypalenia runy
na skórze. Może boleć. – wywarczała Luiza.
To zajście obudziło go z myśli.
Zauważył w jej oczach palącą nienawiść. Spojrzała na pozostałych zebranych w
pokoju. Paul wyglądał jakby powstrzymywał się od wyrwania mu serca. Więc nie
tylko on się w niej podkochiwał. Dziewczyna schowała sztylet po czym przyłożyła
dłoń do jego piersi. Szeptała coś w języku, którego nie znał. Nagle pod jej
dłonią zaczęło go parzyć. Miał wrażenie, że za chwilę spłonie. Zacisnął zęby i
nie dał po sobie znać jak bardzo to boli. Po chwili pieczenie ustało. Luiza
odeszła od niego. Spojrzał na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu go
dotykała. Na skórze widniał dość duży czarny znak.
- A więc tak nazywają się te
dziwne tatuaże na twoim ciele? Runy? – zapytał zakładając koszulę.
- Tak. – odpowiedziała nie
patrząc na niego.
- Dlaczego Alicja nie ma takich
samych? – zapytał jeszcze z ciekawości.
- Ponieważ ja nie mam drugiego
oblicza, które muszę ukrywać. – odpowiedziała mu czerwono włosa.
Zaczął się nad tym zastanawiać.
Czy te oblicze jest aż tak złe, że je ukrywa?
- Koniec dyskusji. Zaczynamy. –
rozkazała Luiza. – Alicjo, stań na środku. Reszta staje na czubku ramienia
stykającego się z okręgiem.
Wszyscy posłusznie stanęli na
swoich miejscach.
- Może mogłabym ci jakoś pomóc
siostro? – zapytała jeszcze Alicja.
- Nie trzeba. Zaklęcie jest w
miarę proste. – odpowiedziała Lizi. Spojrzała w jej oczy. – To może boleć. –
dodała z troską w głosie.
- Nie martw się o mnie. Dam
radę. – powiedziała Alicja z uśmiechem. – Nie ważne jak bardzo będę cierpieć
nie przerywaj zaklęcia.
Luiza przytaknęła i zamknęła
oczy. Sięgnęła jeszcze do opaski ściągając ja i otworzyła oczy. Wszyscy obecni,
oprócz Alicji, wciągnęli nagle powietrze. Dziewczyna spojrzała na nich.
- To właśnie to ukrywam przed
wami pod opaską. – szepnęła i opuściła wzrok.
- Więc te zaklęcie jest aż tak
wymagające? – zapytała Alicja. Luiza kiwnęła głową.
- Może poprośmy o pomoc któregoś
z czarowników Szczura. – zaproponował Max.
W jego głosie słychać było nutkę strachu. Nie bał się on o
siebie ale o Luizę. Nie wiedział ile dokładnie ma siły ale domyślał się, że
jest silna. W końcu nie bez powodu boją się jej wszystkie wampiry w kolonii.
- Nie. – odpowiedziała szybko
spoglądając na niego. Szybko jednak odwróciła wzrok. Nie chciała wkradać się
nie proszona do ich przeszłości.
- Zaczynamy. – powiedziała pewnie
Alicja. – Luiza da sobie radę. Na pewno.
Wszyscy stanęli na swych
miejscach. Lizi zamknęła oczy by bardziej się skupić i zaczęła szeptać. Nikt
prócz Alicji nie rozumiał tego języka. Nagle znikąd zerwał się wiatr, który
narastał co raz bardziej. Luiza podniosła głos. Alicja upadła na kolana
obejmując się ramionami. Max chciał ruszyć jej na pomoc. Alicja widząc to
pokręciła głową i unieruchomiła ich ciała zaklęciem. Cała trójka mężczyzn nie
mogła się poruszyć. Wiatr targał włosami Luizy i Alicji. Obie dziewczyny
zdawały się tracić kontakt z rzeczywistością. Nagle poczuli zapach krwi. Paul
spojrzał na Luizę. Krew powoli spływała jej z nosa. Zaklęcie było długie.
Alicja zwijała się z bólu ale nie krzyczała by nie rozpraszać siostry. Luiza
zakończyła wypowiadać zaklęcie. Wiatr ustał tak nagle jak nagle się pojawił.
Alicja leżała na podłodze oddychając ciężko.
- Przepraszam. – szepnęła Lizi
otwierając oczy.
Zrobiła krok do przodu ale zachwiała się. Paul wraz z
Patrickiem chcieli ją złapać lecz nadal nie mogli się poruszyć. Max jako jedyny
złamał zaklęcie Alicji i w ostatniej chwili złapał upadającą dziewczynę.
Położył jej głowę na kolanie układając jej ciało na podłodze. Spojrzała na
niego smutnym wzrokiem. W jej oczach zbierały się łzy.
- Przepraszam. – szepnęła znów i
zemdlała, a po jej policzku spłynęła łza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz